Marek Perepeczko smutno komentował przed śmiercią. "Nikt nie będzie po mnie płakał"
03.04.2023 | aktual.: 04.04.2023 00:10
Marek Perepeczko był bożyszczem kobiet. Po latach, kiedy zmienił się fizycznie, niechętnie wspominał siebie z tamtego czasu. Tył, cierpiał, jadł i tak w koło. - To mnie zabije. Na szczęście, jak umrę, nikt nie będzie po mnie płakał - powiedział niedługo przed śmiercią.
Marek Perepeczko w młodości wyglądał jak chucherko. Koledzy bezlitośnie naśmiewali się z niego, aż wreszcie ojciec zapisał go do klubu wioślarskiego. W okresie dorastania wzrost Marka wystrzelił do 190 cm, chłopak przybrał na wadze i intensywnie ćwiczył, także kulturystykę. Zaczął przypominać greckiego boga. Nie mógł opędzić się od zalotnych spojrzeń dziewczyn, ale jego sercem szybko zawładnęła ta jedyna.
Marek i Agnieszka
Marek Perepeczko i Agnieszka Fitkau poznali się w kolejce do dziekanatu w warszawskiej szkole teatralnej. Poraził ich grom miłości i w 1966 r. pobrali się. - Nasz miesiąc miodowy był dość monotonny. Spaliśmy na sienniku, pod wielką, białą pierzyną i prawie spod niej nie wychodziliśmy, bo tak byliśmy siebie spragnieni – wspominała żona w "Na Żywo".
- Marek był jedyny i niepowtarzalny. Zdarzają mi się fascynacje, nawet dużo młodszymi, którzy piszą dla mnie wiersze, ale i tak zawsze moje szare komórki wygrywają z namiętnością . (...) Widzieliśmy w sobie nawzajem nie tylko piękną kobietę i pięknego mężczyznę, ale przede wszystkim ukochanego człowieka – wyznała aktorka w "Vivie".
Rola życia
Przełom lat 60. i 70. był szczytowym okresem w karierze Perepeczki. Po roli Nowowiejskiego, który nadział Azję Tuchajbejowicza na pal, przyszły role w kolejnych filmach Wajdy, no i wreszcie "Janosik". Jak wspominała Agnieszka Fitkau-Perepeczko, kobiety nie płakały w kinie tak rzewnymi łzami nawet, kiedy umierała "Trędowata", jak w finale "Janosika", gdy bohater szykował się na śmierć na haku.
W drugiej połowie lat 70. aktor zagrał jeszcze wyrazistą postać w "Życiu na gorąco" i nagle reżyserzy przestali go dostrzegać. Wyjechał do Australii za żoną, która otrzymała tam kontrakt jako modelka.
Powrót po latach
Na południowej półkuli Perepeczko przebywał z przerwami do końca "komuny". Nie mógł się realizować w swoim zawodzie i zaczął zajadać smutki. Kiedy wrócił do Polski, był starszym panem z dużą nadwagą. Pomocną dłoń wyciągnął do niego Maciej Ślesicki, dając mu niezapomniane role mafijnego bossa w "Sarze" i komendanta w "13 posterunku".
Perepeczko zagrał swoje postacie z przymrużeniem oka. Miał poczucie humoru, do tego był niezwykle oczytany, a, jak wspominała przyjaciółka Wiesława Czapińska, "jego oschłość wobec innych była pozorna, Marek maskował nią własną bezbronność".
Sam Perepeczko zwracał publicznie uwagę na jedną swoją "wadę". - Wydaje się, że posiadłem niebezpieczną cechę "tumiwisizmu", i to w przesadnym stopniu. Zniechęcają mnie przejawy chamstwa, niedelikatności, kombinatorstwa. Sprawiają, że odwracam się plecami. Nie walczę. Nie jest to metoda godna polecenia – opowiadał w magazynie "Retro".
"Nadwaga mnie zabije"
Kilka lat przed śmiercią Marek Perepeczko został dyrektorem teatru w Częstochowie. Żona mieszkała na stałe w Łodzi, więc żyli na dwa domy. - Był samotny. […] Kiedy opadała kurtyna i wybrzmiewały brawa, wsiadał do swojego małego samochodu i wracał do pustego mieszkania, gdzie był skazany wyłącznie na siebie – przywoływał ostatni okres życia Perepeczki reżyser Marek Rębacz.
W samotności aktor folgował sobie kulinarnym zachciankom, chociaż nie krył frustracji swoim wyglądem. - Chciałbym zrzucić 40 kg.Ta nadwaga mnie kiedyś zabije. Na szczęście, jak umrę, nikt nie będzie po mnie płakał – zwierzył się aktor w "Retro".
16 listopada 2005 r. Marek Perepeczko zjadł z żoną kolację i pojechał do siebie. - Powiedział, że jest śpiący i jutro do mnie zadzwoni. Nie wiem dlaczego, ale rano obudziłam się o czwartej i nie mogłam dalej spać. Przeczekałam do siódmej i zadzwoniłam do Marka. Telefon nie odpowiadał - wspominała Agnieszka Fitkau-Perepeczko.
Aktor zmarł tamtej nocy na zawał serca. Trzeciego kwietnia obchodziłby 81. urodziny.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" szkalujemy "Johna Wicka 4", wychwalamy "Sukcesję" i zastanawiamy się, gdzie zniknął Jim Carrey (i co, do cholery, wywinął tym razem?). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.