Melodramatyczno-sensacyjna reguła
Ekranizacja powieści Nory Roberts. A więc film wyłącznie dla amatorów romansideł. W „Angels Fall“ pojawia się co prawda także wątek sensacyjny, ale nie dajcie się zwieść – jest tylko tłem i pretekstem dla miłosnej historii.
Rzecz dzieje się na głębokiej amerykańskiej prowincji, a to lokalizacja – jak wykazał ponad wszelką wątpliwość David Lynch – wyjątkowo niebezpieczna. Im bardziej piękne widoki i sielska atmosfera, tym mroczniejszych zagadek i zbrodni należy oczekiwać.
Do malowniczego miasteczka w stanie Wyoming przyjeżdża atrakcyjna blondynka po przejściach. Widać, że coś ją dręczy. Widać, że czegoś się boi. Widać, że przed czymś (kimś?) ucieka.
Czy wreszcie znajdzie upragniony spokój i bezpieczeństwo? Oczywiście, że nie! Nie zdąży bowiem rozpakować podróżnej torby i zadomowić się w skromnym i przytulnym domu na pustkowiu, jak wokół niej zacznie zagęszczać się atmosfera zagrożenia, a w okolicy pojawi się bezwzględny morderca. Na szczęście naszą bohaterką zainteresuje się pewien, równie tajemniczy, co ona, przystojniak.
Reszta tej historii rozwijać się będzie w sposób absolutnie przewidywalny, a finał twardo będzie trzymać się melodramatyczno-sensacyjnych reguł. Jeżeli ktoś lubi takie kino, nie będzie zawiedziony. Tym bardziej, że na osłodę dostanie jeszcze Heather Locklear i Jonathona Schaecha jako mającą się ku sobie parę outsiderów.