Michał Bajor: Swoje życie oddałem muzyce

[

Michał Bajor: Swoje życie oddałem muzyce

01.04.2010 17:38

]( http://www.fakt.pl )
Pochodzi z aktorskiej rodziny, skończył Akademię Teatralną. Jednak życie *Michała Bajora (53 l.) to przede wszystkim muzyka. To tej dziedzinie sztuki poświęcił życie.*

Pierwszy krążek z utworami Jacques'a Brela (†49 l.) wydał 23 lata temu. Od tamtego czasu Michał Bajor nagrał jeszcze 18 innych płyt. Jego charakterystyczny wibrujący głos wielokrotnie był krytykowany, ale też zjednał mu wielu sympatyków. Mimo to nie bywa na salonach, nie widać go w kolorowych gazetach. W rozmowie z Faktem artysta wyznaje, dlaczego nie chce być celebrytą i opowiada o swej wielkiej miłości.

– Jakim człowiekiem jest Michał Bajor?

– Myślę, że całkiem zwyczajnym. Przede wszystkim jestem muzykiem. To moja praca i na niej się skupiam.

– Nie widać Pana jednak na żadnych imprezach, nawet tych muzycznych.

– Nie bywam na salonach i wcale mi tego nie brakuje. Nigdy nie byłem i wciąż nie chcę być celebrytą. Podziwiam młodych ludzi, którzy potrafią żyć pod taką presją i ciągła obserwacją. Oceniany jest każdy ich krok, dosłownie wszystko. Nie wiem, czy bym to zniósł. Ja robię swoje i jest mi z tym dobrze. To moja praca i moje życie. Swoje życie oddałem muzyce i niech tak pozostanie.

– Pana muzyka nie jest muzyką komercyjną.

– Nie jest. Wiem, że nie wszystkim odpowiada rodzaj muzyki, jaką wykonuję. Najważniejsze jednak, że mam swoich słuchaczy i widzów, którzy wciąż przychodzą na moje koncerty.

– O swoich koncertach zawsze mówi pan z wielką pasją.

– To kontakt z widzem. Sam nazywam moje recitale „Teatrem piosenki Michała Bajora”. Cieszę się, że na koncerty przychodzą różne pokolenia. Rodzice z dziećmi, młodzież, starsi ludzie. Muzyka łączy.

– Daje to panu siłę?

– Tak. Siłę dają mi przede wszystkim wierni słuchacze, którzy wciąż bardzo licznie przychodzą na koncerty. Poza tym młodzi ludzie, którzy też odkrywają w mojej twórczości coś dla siebie. I sama muzyka.

– Na ilość fanów na pewno nie może pan narzekać. Ostatnia płyta „Piosenki Marka Grechuty i Jonasza Kofty” bardzo szybko osiągnęła status podwójnej płyty platynowej. Skąd pomysł na zajęcie się twórczością akurat tych artystów?

– Zawsze sam wybieram materiał na płytę. A twórczość Grechuty i Kofty to poezja.

– Jest pan bardzo zapracowanym artystą?

– Na szczęście na brak pracy nie narzekam.

– Proszę więc zdradzić, nad czym teraz pan pracuje?

– Na razie bardzo dużo koncertuję w związku z ostatnią płytą, ale rzeczywiście już myślę o kolejnych przedsięwzięciach. Wkrótce zaczniemy pracę nad nową płyta, na której znajdą się piosenki francuskie. Tekstami zajmie się Wojciech Młynarski, który jest w tej kwestii absolutnym mistrzem. Tym razem sięgniemy po innych wykonawców niż Jacques Brel. Wcześniej jednak wybieram się w podróż dookoła świata.

– To brzmi intrygująco. Skąd pomysł na taką podróż?

– To będzie wielka trasa koncertowa. W ciągu kilku miesięcy odwiedzę między innymi Nową Zelandię, Australię, Tasmanię, Kanadę, Amerykę Południową, a na koniec dam jeszcze kilka koncertów w Europie. Liczymy nie tylko na polską publiczność. Muszę jednak przyznać, że świadomość, że na całym świecie są rodacy, którzy słuchają mojej muzyki, niezmiernie mnie cieszy.

– Czyli wciąż tylko praca?

– Mam nadzieję, że poza koncertami uda mi się również zobaczyć wiele miejsc i poznać ciekawych ludzi. Cztery miesiące w podróży, może nawet więcej. Pomysł z wyjazdem wyszedł ode mnie i bardzo się na niego cieszę. To będzie wielka przygoda.

– Ale kariera to nie tylko splendor. Wielokrotnie był pan krytykowany za zbyt wibrujący głos. Jak przyjmuje pan taką krytykę?

– Trzeba mnie teraz posłuchać! Głos został wypracowany i wyprostowany. Ale słucham każdej krytyki, jeśli tylko jest uzasadniona!

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)