Mohammad Rasoulof: władza wydała na niego wyrok. "Mój paszport pozostaje zarekwirowany"
Jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych reżyserów w Iranie, który w swojej twórczości śmiało krytykuje władze. W "Uczciwym człowieku" Mohammad Rasoulof mówił o korupcji, za co odebrano mu paszport. Teraz w "Zło nie istnieje" dotyka tematu kary śmierci, którą w Iranie wykonuje się regularnie - częściej do wyroków dochodzi jedynie w Chinach. Film w polskich kinach od 5 listopada.
Artur Zaborski: W 2019 roku dostał pan od władzy Iranu zakaz opuszczania kraju. Stał się pan więźniem we własnej ojczyźnie. W 2020 roku do Teheranu dotarła pandemia koronawirusa. W wyniku lockdownu nie mógł pan nawet opuścić mieszkania. Jan pan to wszystko znosi?
Mohammad Rasoulof: Pandemia nałożyła na ludzi ograniczenia, które mnie są dobrze znane. Widzę problemy, które pojawiają się dookoła i które oczywiście w jakiś sposób wpływają także na moje życie. Moi współpracownicy, którzy zarabiali za każdy dzień wykonywania swoich zadań, działali w trybie dniówek, a teraz znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Ma to miejsce w wielu branżach. Niestety, władza zupełnie nie poczuwa się do odpowiedzialności za to, co się dzieje. Do tej pory [rozmawiamy we wrześniu - przyp. red.] rządzący nie zorganizowali szczepionek dla Irańczyków. Ja sam wiodę jednak spokojne życie, nie zmieniło się ono w znaczący sposób. Przywykłem do siedzenia w domu i uregulowanego trybu dnia.
Na wszystkie kryzysowe sytuacje reaguje pan z takim spokojem?
Rzeczywiście z upływem lat nauczyłem się reagować w taki sposób i zdobyłem wewnętrzną siłę. W końcu, co mnie nie zabije, uczyni mnie silniejszym. To oczywiście nie oznacza, że nie mam w sobie słabości. Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Żeby pisać i tworzyć, trzeba mieć w sobie spokój, trzeba być nieco odciętym od społeczeństwa. Funkcjonuję w taki sposób od dziesięciu lat, a pięć lat temu zakazano mi wyjazdów. Moja przeszłość przygotowała mnie do tego typu zmagań.
Jak można mieć w sobie spokój, kiedy wchodzi się na plan filmu ze świadomością, że kręci się nielegalnie? Pańskie filmy tak właśnie powstają - kręci je pan, choć nie ma pan na to oficjalnej zgody.
Zawsze zadaję sobie pytanie, jak żyją ludzie na biegunie północnym, wśród wielkich mrozów. Myślę, że ich postawa pokazuje siłę człowieka, naszą zdolność adaptacji do różnych warunków i odnajdywania sposobów na przetrwanie. Ze mną i innymi ludźmi w Iranie jest podobnie. Sytuacja, w której nas postawiono, nie była naszym wyborem. Ale pomimo narzuconych nam trudności próbujemy znaleźć piękno i nadzieję w czasach, w jakich się znaleźliśmy. Ważne jest dla mnie to, aby nie wyobcować się od samego siebie. Udaje mi się żyć tak, jak chcę. Zgoda z samym sobą daje człowiekowi wewnętrzny spokój. Często przytaczam przykład węgla, który może stać się albo sadzą, albo diamentem, co zależy od nas.
W czym udaje się panu znaleźć piękno i nadzieję?
W wolności. Jeśli jej nie mamy, musimy jej poszukiwać.
Gdzie ją pan znajduje?
W sztuce, która daje mi możliwość mówienia o tym, o czym chcę. Dzięki niej mogę pokazywać piękno tego twórczego procesu. Cały czas jestem poddawany cenzurze i kontroli, dlatego szukam drogi, aby ją obejść. Zmagam się z nią za pomocą kręcenia filmów. Jest to bardzo angażujące i odwraca moją uwagę, jestem tym bardzo zaabsorbowany. Można powiedzieć, że to moje życie. A sam fakt, że tworzę filmy, świadczy o tym, że mam w sobie nadzieję. Jestem człowiekiem nadziei.
W najnowszym filmie "Zło nie istnieje" pokazuje pan różne pokolenia Irańczyków. Mam wrażenie, że nawet ta najmłodsza generacja dziedziczy po poprzednich pewne kompromisowe nastawienie, potrzebę podporządkowania się. Widzi pan nadzieję w młodym pokoleniu? Wierzy pan, że ono dokona jakiejś zmiany w Iranie? Sam ma pan córkę w tym wieku.
Moja nadzieja nie sprowadza się do chronologii czy wyliczeń czasowych. Nie oczekuję, że zapoczątkowane teraz procesy za dziesięć czy dwanaście lat doprowadzą do wielkiej przemiany, że dadzą konkretny wynik. Nie powinniśmy myśleć w taki sposób. Co jest dla mnie ważne, to fakt, że w ciągu 40 lat, które mijają od rewolucji islamskiej, doszło do poważnych zniszczeń kultury. Obserwujemy jej postępujący upadek i jest to proces, którego nie da się cofnąć. Wyjście z takiego stanu będzie wymagało bardzo wielu lat, zachodzenie zmian musi być długotrwałe.
Jednak z drugiej strony obserwujemy także postęp cyfrowy. Rozwój internetu sprawił, że coraz więcej młodych ludzi ma dostęp do innego świata i może przekonać się, jak wygląda życie w innych regionach geograficznych, w wolnych krajach. Nowe technologie nie są czymś, co władza może w prosty sposób ograniczyć i kontrolować. Nie jestem jednak w stanie przewidzieć, kiedy dojdziemy do choćby względnej demokracji, nikt nie może tego stwierdzić.
"Zło nie istnieje" przyniosło panu główną nagrodę Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. Kino irańskie jest w ogóle w świetnej formie. W Polsce zwykło się mawiać, że najlepsze kino robiliśmy w czasie PRL-u, bo ograniczenia narzucane przez władzę zmuszały artystów do szukania nowych sposobów komunikacji z widzami. W demokratycznym kraju idziemy na z tym trochę gorzej.
Wydaje mi się, że na takie wnioski jest jeszcze za wcześnie. Nie minęło wystarczająco wiele czasu od upadku komunizmu, aby stwierdzić, że Polska zostawiła jego bagaż za sobą. Zadajmy sobie lepiej pytanie o sens życia: jest nim piękno, spokój, czerpana z niego radość. Pod tym względem wpływ systemu komunistycznego na Polskę wciąż jest widoczny. Ludzką postawę i wartości bardzo trudno jest zmienić, zwłaszcza jeśli były im one narzucane przez tyle lat, a ci dodatkowo je internalizowali. Sytuacja w naszych krajach jest nieco inna. W Iranie ludzie dążą do wolności i jest ona dla nich sprawą kluczową, chociaż tak nie powinno być. Sensem życia powinna być wolność sama w sobie.
Zresztą, nie można też powiedzieć, że nadchodzi moment, w którym wolno nam odetchnąć i stwierdzić: w porządku, wywalczyłem swoją wolność, doszedłem do tego. Nie jest to jeden punkt, lecz długotrwały proces. Wspomniał pan, że ograniczenia i cenzura pobudzają kreatywność, ja jednak się z tym nie zgadzam. Być może na krótką metę owszem, w niewielkim stopniu. Ale z drugiej strony, zagadnienia te są dla kultury wyniszczające i działają na twórców negatywnie.
Artyści irańscy są dla siebie wsparcie? Może pan liczyć na pomoc kolegów w swojej sytuacji czy wolą pana unikać, bo jest pan dysydentem?
Artyści różnią się swoim podejściem, trudno jest mi ich uporządkować. Są tacy, którzy akceptują system, a są tacy, którzy nie poddają się, nawet jeśli zabroniono im głośnego sprzeciwu. Jednak ich milczenie również jest pewną formą podporządkowania się. Zdarzają się artyści, którzy współpracują z władzą i tacy, którzy tę władzę krytykują. Podobnie jest z podejściem do mnie. Jedni mnie chwalą, inni krytykują. Są pod tym kątem bardzo zróżnicowani.
Grupą, która najbardziej rzuca się w oczy, jest grupa ludzi obojętnych. Wybierają milczenie, aby chronić samych siebie, ale także dlatego, że tak jest wygodniej, nawet jeśli ich poglądy są dalekie od akceptacji działań władzy. Nie jest to najlepsza droga, bo milczeniem także wspieramy system. Chciałbym jeszcze podkreślić rolę kobiet, bo ich ruch w Iranie jest bardzo silny, znacznie silniejszy, niż można by się tego spodziewać. Są wspaniałe i bardzo inspirujące. Myślę, że siła, którą kobiety znajdują w sobie, aby opierać się systemowi, popycha innych ludzi ku podobnym działaniom.
Do polskich mediów docierają informacje o części tych głośnych ruchów irańskich, między innymi o fotografowaniu się kobiet bez hidżabu w miejscach publicznych i wrzucaniu zdjęć na media społecznościowe.
Mogę z całą pewnością stwierdzić, że wszelkie zmiany w przyszłości Iranu będą efektem działalności kobiet i ich postawy. W filmie "Zło nie istnieje" starałem się to pokazać w pośredni sposób.
Dużym problemem Zachodu są stereotypy, krążące na temat Iranu. Jeden z nich mówi o tym, że kobiety są tam pozbawione wszelkich praw i nie robią nic, aby to zmienić. Dzięki takim filmowcom jak pan mamy możliwość poznania tego świata od innej strony.
Media mają własny sposób przedstawiania różnych spraw, tak niestety został urządzony świat. Dziennikarze mają tendencje do koncentrowania się na powierzchownych, zewnętrznych aspektach. Tymczasem sztuka daje nam możliwość zagłębienia się w daną tematykę i ukazania ukrytych warstw.
Z drugiej strony to dzięki mediom wiemy o tym, w jakiej pan jest sytuacji, że władza Iranu wydała na pana wyrok i zakazała robić filmy.
Nie mam wątpliwości, że bez wsparcia międzynarodowego siedziałbym teraz w więzieniu. W roku 2010 skazano mnie na rok więzienia za film "Białe łąki", który wówczas stworzyłem. W 2020 roku wyrok powtórzono, po tym jak nakręciłem krytycznego wobec władzy "Uczciwego człowieka". Mam na koncie dwie zasądzone kary. Nałożono na mnie również dwuletni zakaz opuszczania kraju. Minęło już więcej czasu i teoretycznie powinienem mieć możliwość wyjazdu, jednak w tej sprawie władza nie zajęła jeszcze oficjalnego stanowiska.
Mój paszport pozostaje zarekwirowany. Utrzymując mnie w absolutnym zawieszeniu, władza skutecznie zastrasza innych twórców. Daje im do zrozumienia, że nie warto iść w stronę nieposłuszeństwa, bo mogą znaleźć się w podobnej lub nawet gorszej sytuacji co ja. Z drugiej strony obserwuję jednak, że moja postawa jest inspirująca dla niektórych, zwłaszcza młodych, twórców. Próbują oni wyjść poza ramy cenzury i istnieć poza jej ograniczeniami.
Jak sami Irańczycy reagują na pańską twórczość?
Oczekiwanie natychmiastowej i wyraźnej reakcji społeczeństwa na moje filmy nie byłoby ani zasadne, ani racjonalne. Jeśli taka nastąpi, to raczej nie w najbliższym czasie. Ludzie mają dostęp do mojej twórczości jedynie za pośrednictwem czarnego rynku, bo moje dokonania nie mogą być dystrybuowane w kinach. Kiedy mój film pokazywany jest na jednym z zachodnich festiwali, natychmiast trafia on do irańskiego podziemia. Mam świadomość, że gdy tylko obraz wyświetlany jest poza granicami Iranu, zaraz wróci do niego podziemną drogą, a ludzie będą mogli oglądać go na różnych forach internetowych. Wiele tutejszych osób z zainteresowaniem śledzi kino, stara się być na bieżąco. Czarny rynek nie generuje zysków finansowych ani dla mnie, ani dla producentów, ale nie przejmujemy się tym. Cieszymy się, że Irańczycy oglądają te filmy.
To z czego pan żyje?
Nasze dochody z rozprzestrzeniania obrazów na Zachodzie wystarczają na pokrycie strat, które w ten sposób ponosimy. Głosy, które słyszę na temat mojej twórczości, są bardzo pozytywne, zwłaszcza te dotyczące ostatniego filmu. Przytoczę jeden przykład. Niedawno w Iranie odbyło się kilka głośnych egzekucji. Na różnych forach internetowych natrafiłem na dyskusje na ten temat, w których odwoływano się właśnie do "Zło nie istnieje". To wiele dla mnie znaczy.