"Obłoki śmierci - Bolimów 1915". 70 km od Warszawy doszło do masakry. Zginęło 80 tys. osób

Kiedy Niemcy weszli do okopów wroga, ujrzeli tak nieludzie cierpienie, że rzucili się konającym na pomoc. Wokół masakry, do jakiej doszło w samym sercu dzisiejszej Polski, latami panowała zmowa milczenia.

W filmie "Obłoki śmierci - Bolimów 1915" znalazło się wiele inscenizowanych scen z pola walki
W filmie "Obłoki śmierci - Bolimów 1915" znalazło się wiele inscenizowanych scen z pola walki
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Grzegorz Kłos

70 km od Warszawy rozegrały się wydarzenia, które francuski pisarz Andre Malraux określił "szczytem szaleństwa historii". Podczas I wojny światowej tereny wokół malutkiego Bolimowa stały się wielkim polem doświadczalnym, na którym Niemcy testowali broń chemiczną w starciu z armią rosyjską. To właśnie na ziemiach dzisiejszej Polski po raz pierwszy użyto jej masową skalę. Zginęło w sumie 80 tys. żołnierzy po obu stronach oraz cywile.

O tamtych wstrząsających wydarzeniach opowiada film w reżyserii Ireneusza Skruczaja. "Obłoki śmierci - Bolimów 1915" to fabularyzowany dokument szczegółowo przybliżający kulisy, przebieg, a także skutki działań wojennych w Królestwie Polskim.

"Tragedia wzgardzonej miłości"

Broń chemiczną w okolicach Bolimowa Niemcy użyli czterokrotnie, między styczniem a lipcem 1915 r. Pomysłodawcą był niemiecki fizyk żydowskiego pochodzenia Fritz Haber. Kiedy pierwszy atak z użyciem bromku ksylitu zakończył się niepowodzeniem, postanowił rozpocząć badania nad zastosowania chloru.

Jego działanie Niemcy przetestowali podczas bitwy pod belgijskim Ypres. Zebrane tam doświadczenie wykorzystali do przeprowadzania późniejszej masakry, jaką zgotowali wojskom rosyjskim.

Haber miał do dyspozycji 35. pułk pionierów, specjalną jednostkę, w skład której weszli m.in. studenci chemii, wynalazca licznika radioaktywności Hans Geiger oraz późniejsi nobliści Walther Nernst czy Otto Hahn.

Sam Haber został laureatem prestiżowej nagrody w 1918 r., a na bazie jego badań nad związkami trującymi stworzono cyklon B. Jednak po dojściu nazistów do władzy, musiał uciekać z kraju. "Był tragedią niemieckich Żydów, tragedią wzgardzonej miłości" - pisał o nim Albert Einstein.

Przed wyjazdem do Królestwa Polskiego żona Habera w proteście przeciw jego, jej zdaniem, nieludzkim badaniom popełniła samobójstwo.

OBŁOKI ŚMIERCI - BOLIMÓW 1915 | W KINACH OD 5 LISTOPADA | ZWIASTUN

Usłyszeli błaganie rodaków

Haber osobiście stawił się na bolimowskich polach, aby na własne oczy zobaczyć działanie wymyślonej przez siebie broni.

Jak napisał w swoich wspomnieniach towarzyszący mu agent frontowego wywiadu oberlejtnant Maks Wild, Haber zachował "nieprzenikniony obiektywizm nauki", bez cienia emocji chodząc między zwałami trupów i konających w konwulsjach.

Sam Wild dzień 12 czerwca nazwał "najstraszniejszym przeżyciem". Skala eksterminacji była tak przytłaczająca, że wchodzący do okopów niemieccy żołnierze zaczęli pomagać przeciwnikowi.

- Zdarzyło się coś, co z punktu widzenia wojskowego nie miało prawa się zdarzyć. Ci żołnierze, którzy wcześniej strzelali do Rosjan przez wiele miesięcy, zaczęli spontanicznie brać tych Rosjan na ramię, odnosić tych Rosjan na własne zaplecze - mówi w filmie historyk Stanisław Kaliński.

Jego zdaniem ten spontaniczny odruch mógł wziąć się stąd, że po obu stronach walczyli Polacy. Szturmujący okopy, często pochodzący z Pomorza, usłyszeli wołanie o pomoc z ust rodaków wcielonych do armii drugiego zaborcy.

Fritz Haber
Fritz Haber © Materiały prasowe

"Czysta fikcja literacka"

Mimo szokującej liczby ofiar władza PRL latami negowała fakt, że do wydarzeń w ogóle doszło. Dobrym tego przykładem jest wstęp do polskiego wydania książki "Łazarz" Andre Malraux. Wybitny pisarz, eseista i polityk opisał w niej atak pod Bolgako, gdzie Niemcy w celu przełamania frontu rosyjskiego wykorzystali gaz.

W powieści nazwa miejscowości została zmyślona, jednak Francuz opisał autentyczne wydarzenia, posiłkując się wspomnieniami oberlejtnanta Wilda.

"Mamy tu do czynienia z czystą fikcją powieściową: Niemcy nigdy w Polsce gazów nie użyli. Podobnie zmyślony został pejzaż, w jakim rozgrywa się tragedia" - pisał w 1977 r. tłumacz Julian Rogoziński.

- Nie były to nasze armie narodowe. Były to armie niemieckie, rosyjskie i austriackie. To nie była nasza wojna. […] Naszym żołnierzom byśmy współczuli, ale nie współczuli żołnierzom obcych armii, które zakwestionowały naszą państwowość i nasz byt - tak Stanisław Kaliński tłumaczy fakt trwającej latami zmowy milczenia wokół Bolimowa.

"Pramatka wszystkiego, co najgorsze"

Twórcy "Obłoków śmierci - Bolimów 1915" w najmniejszych detalach zadbali, aby widz poczuł się, jakby był w samym centrum upiornych wydarzeń. W filmie wykorzystano materiały archiwalne wzbogacone scenami z udziałem aktorów, które robią piorunujące wrażenie.

W dokumencie obok wspomnianego historyka pojawiają się m.in. poeta Wiesław Sokołowski, od wielu lat dokumentujący tamte wydarzenia (w filmie słyszymy nagrane przez niego rozmowy z ich uczestnikami), czy archeolog dr hab. Anna Zalewska, badająca Puszczę Bolimowską, w której wciąż, tuż pod ściółką, spoczywają szczątki części poległych.

To właśnie z jej ust padają jedne z najbardziej przejmujących słów w całym filmie.

- Użycie broni chemicznej nad Rawką i Bzurą otworzyło pewną czeluść, w której odnaleźli się nie tylko Niemcy. Warto pamiętać o tej wojnie jako pramatce wszystkiego, co najgorsze w XX w. - mówi Zalewska.

"Obłoki śmierci - Bolimów 1915" można oglądać w kinach od 5 listopada.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (67)