Najgorszy film 2021 roku? "Planet Dune" to żenująca podróbka kinowego hitu

"Planet Dune" to film, który ma niewiele wspólnego ze słynną "Diuną". Jest za to podręcznikowym przykładem tego, jak niezależne wytwórnie próbują żerować na popularności dużych produkcji. Dość zabawnym faktem jest, że w produkcji zagrała Sean Young, którą widzowie mogą kojarzyć z… pierwszej hollywoodzkiej adaptacji "Diuny".

Efekty specjalne w "Planet Dune" są fatalne
Efekty specjalne w "Planet Dune" są fatalne
Kamil Dachnij

"Diuna" bez wątpienia była jednym z najbardziej oczekiwanych filmów ostatnich lat. Nie wszyscy jednak wiedzą, że to wysokobudżetowe dzieło na podstawie słynnej powieści Franka Herberta nie jest jedynym filmem z 2021 r. z nazwą "Diuna" w tytule. Niezależne studio Asylum wypuściło właśnie "Planet Dune". To typ filmu, który Amerykanie nazywają mockbusterem. Mówiąc najprościej, jest to kino stworzone wyłącznie w celu wykorzystania rozgłosu znanej produkcji o podobnym tytule lub temacie.

Od razu podkreślmy, że Asylum to od wielu lat prawdziwy specjalista w tej działce. W przeszłości studio pożerowało m.in. na "Ghostbusters" ("Ghosthunters" w ich wersji), "Avengersach" (nakręcili… "Avengers Grimm") czy "Hobbicie". Przy tym ostatnim z powodu pozwu musieli nawet zmienić tytuł filmu z "Age of the Hobbits" na "Lord of the Elves".

ZOBACZ TEŻ: Zwiastun "Planet Dune"

Każda ich produkcja kręcona jest za grosze. Przeważnie ludzie z Asylum wykładają poniżej miliona dolarów. To całkiem opłacalna taktyka, bo po ok. trzech miesiącach studio wychodzi na czysto. Pomaga im w tym fakt, że swoje filmy kierują bezpośrednio na rynek kina domowego.

Raczej nikogo nie zdziwi, że żadna propozycja Asylum nie jest czymś, co warto obejrzeć. To filmy ostentacyjnie głupie, źle nakręcone, beznadziejnie zagrane i wypełnione tanimi efektami specjalnymi. Nie inaczej jest w przypadku "Planet Dune".

Fabuła ma niewiele wspólnego z prawdziwą "Diuną". Skupia się na ukazaniu misji ratunkowej na pustynnej planecie mocno przypominającej Arrakis. Stacjonująca tam załoga została zaatakowana przez wielkie robaki, które z jednej strony przypominają słynne czerwie z powieści Herberta, z drugiej stwory z serii "Wstrząsy". Co mniejsze okazy nie różnią się nawet zbytnio od wielkiego węża z kiczowatego horroru "Anakonda" z lat 90.

Nie ma zbytniego sensu opisywać, co dzieje się w "Planet Dune", bo akcji jest tu jak na lekarstwo. Jeśli akurat bohaterowie nie kłócą się, to albo ukrywają się przed robalami, albo rozmawiają dosłownie o niczym. Ale czymś trzeba było zapełnić te osiemdziesiąt parę minut.

Była gwiazda "znowu" w "Diunie"

Muszę jednak wspomnieć o jednej rzeczy, która dodaje smaczku seansowi "Planet Dune". W obsadzie filmu znalazła się bowiem Sean Young. Aktorka przeszła do historii kina przede wszystkim za sprawą roli Rachel w kultowym "Blade Runnerze" Ridleya Scotta. Co ciekawe, Young w 1984 r. pojawiła się też w pierwszej hollywoodzkiej adaptacji "Diuny", którą wyreżyserował David Lynch. Wcieliła się tam w rolę Chani, którą w nowej adaptacji gra Zendaya. Można więc spokojnie powiedzieć, że kariera Young zatoczyła dość dziwaczne koło.

Young w "Planet Dune" sprawia zresztą wrażenie osoby, która przypadkiem wylądowała na planie filmowym. Wygłasza swoje kwestie tak, jakby była totalnie znudzona albo pod wpływem. Cóż, czego nie robi się dla pieniędzy. A jak doskonale wiadomo, Young lata sławy ma już dawno za sobą.

Sean Young nie wygląda jak ktoś, kto chciał zagrać w "Planet Dune"
Sean Young nie wygląda jak ktoś, kto chciał zagrać w "Planet Dune" © fot. mat. pras.

Swoją drogą obecność Young w tym filmie wywołała niemałe emocje wśród internautów. "Wow. Sean Young zagrała w parodii filmu, w którym wystąpiła 35 lat temu", "Smuci mnie to, że Young musi to robić, by przetrwać", "Jeśli nie możesz dostać cameo w nowej wersji filmu, który zrobiłaś lata temu, to występujesz w jego kopii", "W końcu! Wielki powrót Sean Young" - czytamy w komentarzach pod zwiastunem filmu na YouTubie.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej zabawnej sytuacji wokół "Diuny". Oprócz "Planet Dune" w tym roku nakręcono jeszcze "Dune World". Choć trudno w to uwierzyć, ta produkcja jest jeszcze gorsza niż obraz z Young. To już zupełna amatorka, kino klasy Z i rzecz absolutnie nieoglądalna. Ludzie bawiący się w cosplaying nakręciliby coś lepszego.

Jeśli obecnie wyświetlana w kinach "Diuna" Denisa Villeneuve'a narobiła wam smaku na kolejną część, warto poczekać kolejne dwa lata - premiera planowana jest na 2023 r. Zdecydowanie odradzamy sięganie po tanie podróbki, które zamiast umilić widzom oczekiwanie na kontynuację oryginału, doprowadzą was na skraj załamania nerwowego. I zachęcamy do przeczytania drugiej części pierwszego tomu "Diuny" – nie będziecie żałować.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)