Morgan Freeman prezydentem USA
Polityka zagraniczna USA zmieniłaby się radykalnie, gdyby filmowa fikcja stała się rzeczywistością i Morgan Freeman (zdj.AFP) został prezydentem.
65-letni aktor, który w filmie Dzień Zagłady wciela się w przywódcę najpotężniejszego mocarstwa na świecie twierdzi, że wiele spraw potoczyłoby się inaczej, gdyby to on zasiadał w gabinecie owalnym w Białym Domu.
Najpierw zająłbym się kryzysem na Bliskim Wschodzie. Palestyńczycy dostaliby swoje państwo. Następnie skoncentrowałbym uwagę na Afryce. Zbyt dużo czasu poświęciliśmy na wspieranie tamtejszych reżimów. Dlaczego Afryka jest jednym z ostatnich miejsc na świecie, gdzie nadal u władzy utrzymują się podli ludzie? - mówi Freeman, który jednak nie ma ambicji politycznych i nie będzie startował w żadnych wyborach, gdyż więcej dobrego może uczynić dla świata jako czarnoskóry aktor.
Więcej nadziei pokładam w filmach. Wystarczy popatrzeć na Colina Powella, by zrozumieć, że na arenie politycznej niewiele da się zrobić. Film daje dużo większe możliwości. Gdy zaakceptujesz rolę, staje się ona czymś, co można zaakceptować w życiu. Po tym jak zagrałem prezydenta, pomysł wybrania czarnoskórego prezydenta nie wydaje się już niczym nadzwyczajnym - dodaje gwiazdor filmu Suma wszystkich strachów...