Najlepiej jak potrafię
EWĘ WIŚNIEWSKĄ, znakomitą polską aktorkę, ostatnio oglądamy w TVN w serialu "Miasteczko".
Jan Skaradziński: Czy zgodzi się pani z opinią, że jest pani znana bardziej z seriali niż z ról filmowych? No bo "Stawka większa niż życie", "Janosik", "Lalka", oczywiście "Doktor Ewa", a teraz "Miasteczko"...
Ewa Wiśniewska: Zupełnie się nie zgadzam. W "Stawce", "Janosiku", "Lalce" pokazywałam się jedynie w niektórych odcinkach, główną rolę grając tylko w "Doktor Ewie". Nawet w "Miasteczku" nie gram głównej roli, lecz raczej jedną z głównych ról. Poza tym myślę, że wielu widzów kojarzy mnie również z teatrem telewizji, w którym występowałam dość często. Pan pierwszy mówi mi, iż jestem aktorką serialową. Dotąd nikt tak mnie nie nazwał.
J.S.: Mój osąd powoduje również to, że seriale z panią - weźmy "Janosika" - są powtarzane tak często, iż można je obejrzeć właściwie w każdej chwili.
E.W.: No tak, to jest jakiś argument.
J.S.: Czy to, co pani powiedziała, znaczy że woli grać w filmach, a nie w serialach?
E.W.: Nie. Nie przykładam wagi, czy to serial, film czy teatr telewizji. Zresztą serial "Miasteczko" był kręcony metodą filmową, również w naturalnych plenerach. Ja po prostu nie przykładam wagi do gatunku. Jeśli chodzi o gatunki, to niekoniecznie interesuje mnie wyłącznie sitcom. Patrzę na fabułę, postać jaką mam zagrać, na kolegów aktorów, ekipę realizacyjną. Patrzę przede wszystkim na wartość.
J.S.: I dlatego zdecydowała się pani zagrać w "Miasteczku"?
E.W.: Właśnie z tych powodów, które wymieniłam.
J.S.: Jak się pani grało z aktorkami najmłodszego pokolenia - Agnieszką Warchulską i Anną Samusionek? Jak pani je ocenia?
E.W.: Świetnie mi się grało i bardzo dobrze je oceniam, zresztą podobnie jak chłopców występujących w "Miasteczku". Ania i Agnieszka już wiedzą, na czym polega aktorstwo. Jeśli teraz można prognozować, to uważam, że czeka je ciekawa przyszłość w zawodzie.
J.S.: Poproszę o porównanie "Miasteczka" z "Doktor Ewą"...
E.W.: O, dzieli je wiele, bo przecież pochodzą z różnych epok. Ile zmieniło się przez te dzieści lat! Chociaż pewnie i wioseczka, w której kręciliśmy "Doktor Ewę", zmieniła się tak, że dzisiaj bym jej nie poznała. Ale właśnie - tam mieliśmy wioseczkę, tu mamy miasteczko, zresztą podwarszawskie. Czyli kolejna różnica. Przez ten czas bardzo zmieniły się także warunki techniczne realizacji. A co się nie zmieniło? Tempo pracy. "Miasteczko" - nawiasem mówiąc - kręciły dwie ekipy, a aktorzy przechodzili od jednej do drugiej. No i w obu tych serialach na planie panowała podobna atmosfera. Bo również w ekipie "Doktor Ewy" pracowali znakomici ludzie - jak reżyser Henryk Kluba, autor dialogów Wiesio Dymny czy operatorzy Jurek Łukaszewicz i Wiesław Zdort.
J.S.: Od seriali przejdźmy na moment do filmów. Jak pani sądzi - z której roli jest pani najlepiej pamiętana? I które swoje role ceni pani najwyżej?
E.W.: Myślę, że najwięcej osób utożsamia mnie z "Cudzoziemką". Ale to dobrze, bo w tę rolę włożyłam mnóstwo serca. Nie znam na pamięć wszystkich swoich ról, ponieważ lista obejmuje około siedemdziesięciu tytułów, jednak znakomicie wspominam także "Sceny dziecięce z życia prowincji", "Odwet", a z ostatnich filmów oczywiście "Ogniem i mieczem".
J.S.: Od tylu, tylu lat utrzymuje się pani na aktorskim topie. Jak to się robi?!
E.W.: Nie mam pojęcia i sama się zastanawiam. Ale wie pan co... Każdą rolę, którą przyjmuję, staram się zagrać najlepiej jak tylko potrafię - i może właśnie to stanowi receptę.
03.05.2000 02:00