Najsłynniejszy egzorcysta chwalił wybitny horror o wypędzaniu demona. Dla niego to nie była fikcja
Ojciec Amorth przez 30 lat przeprowadził ponad 160 tys. egzorcyzmów. Ostrzegał przed jogą i "Harrym Potterem", a zarazem bardzo cenił kultowy horror "Egzorcysta". Po latach od premiery pozwolił jego reżyserowi sfilmować prawdziwy egzorcyzm.
20 kwietnia do światowej dystrybucji cyfrowej trafił niezwykły dokument "The Devil and Father Amorth" Williama Friedkina. Reżysera, który w 1973 r. nakręcił jeden z najważniejszych filmów grozy w historii kina, nagrodzony dwoma Oscarami i mający ogromny wpływ na popkulturę. "Egzorcysta" był chwalony za scenariusz, oparty na powieści o tym samym tytule, przekonujące efekty specjalne i bardzo niepokojące sceny, przez które film był zarezerwowany wyłącznie dla dorosłych o mocnych nerwach. O wyjątkowej sugestywności świadczyły chociażby torby na wymioty, które rozdawano widzom w niektórych amerykańskich kinach.
"Egzorcystę" chwalił nawet sam ojciec Amorth, włoski ksiądz specjalizujący się w wypędzaniu złych duchów, najsłynniejszy nowożytny przedstawiciel tej "profesji". Duchowny miał jeden zarzut – niektóre efekty specjalne były jego zdaniem zbyt przerysowane. Jednak przebieg zdarzeń, które Friedkin przedstawił w swoim filmie, ojciec Amorth uznał za bardzo realistyczne.
Na planie "Egzorcysty" Friedkin korzystał z pomocy księdza, który uchodził za autorytet w tym temacie. Tyle tylko, że ów duchowny sam nigdy nie egzorcyzmował, ani nawet nie był świadkiem takiej modlitwy nad opętaną osobą. Reżyser przyznał, że przed kręceniem swojego horroru nie miał pojęcia o tej tematyce, a na dodatek nie jest mu po drodze z Kościołem katolickim.
- Jestem agnostykiem. Wierzę, że moc Boga i ludzka dusza są niepoznawalne. Nie wiążę nauczania Jezusa z polityką Kościoła katolickiego – pisał reżyser w "Vanity Fair" kilka miesięcy po spotkaniu z ojcem Amorthem (obaj na zdjęciu).
Realizacja "Egzorcysty" była możliwa, gdyż Friedkin uwierzył w rzeczywistość pokazaną w filmie. "Nigdy nie uważałem swojego filmu za horror" – podkreślał po latach reżyser, który nie był pierwszym kandydatem wytwórni, przymierzającej się do ekranizacji bestsellerowej powieści. Początkowo za kamerą miał stanąć Stanley Kubrick, Arthur Penn ("Bonnie i Clyde") czy Mike Nichols ("Kto się boi Virginii Woolf?"), jednak kolejni kandydaci odrzucali propozycję. Tematyka filmu w połączeniu z niepokojącymi wydarzeniami (np. dziecko jednego z głównych aktorów zostało potrącone przez motocyklistę i trafiło do szpitala) doprowadziła do sytuacji, że plan "Egzorcysty" uznano za przeklęty. Friedkin, namaszczony na reżysera przez autora książki, nie dał się zastraszyć i podjął wyzwanie, które zaowocowało jednym z najwybitniejszych filmów grozy w historii kina.
"Egzorcysta" był ogromnym hitem (12 mln budżetu, 441 mln dol. w box office), doczekał się wielu reedycji, kontynuacji i naśladowców. Friedkin zamiast płynąć na fali popularności i kręcić podobne produkcje, wolał skupić się na innych tematach. Z 13 filmów fabularnych, które później nakręcił, tylko 2 należą do gatunku horroru, ale żaden z nich nie odnosił się do egzorcyzmów. Temat opętania nie pozostał mu jednak obojętny, o czym świadczy niezwykłe spotkanie, do którego doszło w maju 2016 r. To właśnie wtedy William Friedkin dostał zgodę na sfilmowanie prawdziwego egzorcyzmu, przeprowadzonego przez ojca Amortha.
Duchowny postawił jeden warunek – w trakcie dziewiątej próby wypędzenia złego ducha z młodej kobiety (poprzednie egzorcyzmy zawiodły) Friedkinowi nie mogła towarzyszyć ekipa filmowa. Reżyser musiał się więc posługiwać amatorską kamerą z wbudowanym mikrofonem.
Zdjęcia z wydarzenia, którego był świadkiem, zamieścił na łamach "Vanity Fair", gdzie szczegółowo opisał swoje doświadczenie. Kilka miesięcy później miał już gotowy dokument "The Devil and Father Amorth", który zadebiutował na festiwalu w Wenecji.
Friedkin, stawiając się w roli sceptycznego dokumentalisty, nie chciał kręcić katolickiej propagandy. Rozmawiając z wybitnymi neurochirurgami liczył nawet na to, że każdy z nich otwarcie podważy nadnaturalność zjawisk zaprezentowanych w dokumencie. Jego rozmówcy reprezentujący świat nauki nie potrafili jednak postawić jednoznacznej diagnozy, obalającej rzekome opętanie. Wszyscy byli zgodni, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli.
Ojciec Amorth zmarł 16 września 2016 r. w wieku 91 lat. Swoje doświadczenia opisywał w książkach i omawiał w kilku filmach i serialach dokumentalnych. Jako oficjalny egzorcysta mianowany przez biskupa działał przez trzy dekady, przeprowadzając ponad 160 tys. prób wypędzenia demonów. To średnio ponad 5300 rytuałów rocznie i ponad 14 dziennie. Takie liczby mogą przytłaczać, jednak jak podkreślał duchowny, jeden egzorcyzm to jedna modlitwa, a nie jedna opętana osoba. Według relacji księdza niektórzy zniewoleni przez złego ducha wymagali nawet kilkuset egzorcyzmów.
Główny bohater dokumentu Friedkina był znany z zero-jedynkowego postrzegania świata. "Jeśli nie jesteś z Jezusem, jesteś z szatanem" – mówił duchowny, który w głośno komentowanych wypowiedziach krytykował jogę za prowadzenie do satanizmu. Jego zdaniem praktykowanie tych ćwiczeń zachęca do zgłębiania dalekowschodnich religii, które bazują na fałszywym przekonaniu o reinkarnacji. Rodziców ostrzegał przed zgubnym wpływem czytania "Harry'ego Pottera". Argument księdza polegał na tym, że J.K. Rowling przekonuje w swoich książkach o różnicy między (dobrą) białą magią a (złą) czarną magią. Dla niego nie było jednak różnicy – zgodnie z doktryną Kościoła każda magia czy nawet przesądy odsuwają człowieka od Boga, a tym samym zbliżają do szatana.
Życiowa misja ojca Amortha nie polegała jednak na "hurtowym" egzorcyzmowaniu wszystkich podejrzanych o opętanie. Duchowny miał ręce pełne roboty, jednak był daleki od dostrzegania obecności diabła w każdym nienaturalnym zachowaniu człowieka. Zgodnie z doktryną Kościoła katolickiego egzorcyzm jest ostatecznością, stosowaną dopiero po dokładnym rozeznaniu sytuacji i wcześniejszych badaniach naukowych. Opętany, rzekomo lub prawdziwie, musi w pierwszej kolejności przebadać się psychiatrycznie, neurologicznie itp. Egzorcysta nie jest w tym kontekście "lekarzem pierwszej pomocy". Z doświadczenia ojca Amortha wynikało, że na 100 zgłaszających się do niego osób tylko 2-3 mogły (ale nie musiały) być opętane.
Czy seans "The Devil and Father Amorth" przekona niedowiarków, wątpiących w istnienie sfery duchowej i realnej działalności diabła? Prawdopodobnie nie, choć trudno powiedzieć, czy właśnie z takim zamiarem William Friedkin nakręcił swój dokument. Formalnie jest to jednak bardzo dobra rzecz dla fanów fikcyjnego "Egzorcysty" i świadectwo niezwykłej drogi, jaką przebył jego reżyser.