Najstraszniejszy horror wraca w nowej wersji. Reżyser oryginału walnął prosto z mostu
"Egzorcysta" w reżyserii Williama Friedkina wszedł na ekrany w Boże Narodzenie 1973 r. Horror o opętanej 12-latce wywołał oburzenie, ale i zachwyt krytyków, którzy szybko okrzyknęli go najlepszym i najstraszniejszym filmem grozy w dziejach. 47 lat później coraz głośniej mówi się o nowej wersji "Egzorcysty", w którą rzekomo miał być zaangażowany sam Friedkin.
Nakręcony za 12 mln dol. "Egzorcysta" zarobił w kinach prawie pół miliarda dolarów, zapisując się złotymi zgłoskami w historii kinowego horroru. Gigantyczna popularność i oddziaływanie na popkulturę musiały zakończyć się jednym – kręceniem kolejnych odsłon "Egzorcysty". Żaden z czterech następnych filmów nie miał Friedkina na pokładzie. Nie zarobił wielkich pieniędzy i skończył marnie w oczach krytyków.
Kiedy pojawiła się wieść, że "Egzorcysta" wraca po prawie pół wieku jako remake, wielu fanom zapaliła się lampka ostrzegawcza. Opowiadania na nowo kultowych opowieści, przerabianie klasyki na współczesną modłę – takie zabiegi rzadko kiedy kończą się pomyślnie. Gwarantem sukcesu miała być jednak osoba Williama Friedkina, który rzekomo zgodził się na współpracę z twórcami nowego "Egzorcysty".
Tylko że nie. Po jakimś czasie od pojawienia się takich doniesień, Friedkin zabrał głos na Twitterze, gdzie rozwiał wszelkie wątpliwości i nadzieje. I dał jasno do zrozumienia, że nic nie jest go w stanie przekonać do nakręcenia nowego "Egzorcysty".
"Na IMDb jest plotka, że jestem zaangażowany w nowego 'Egzorcystę'. To nie jest plotka, to bezczelne kłamstwo. Nie ma na świecie tylu pieniędzy lub motywacji, która skłoniłaby mnie, żeby to zrobić" – napisał 85-letni reżyser.
William Friedkin formalnie nie przeszedł jeszcze na emeryturę, choć w ostatnich latach bardzo rzadko zasiadł w fotelu reżysera. Jego ostatni film to dokument "Diabeł i ojciec Amorth" z 2017 r. Wcześniej nakręcił "Zabójczego Joe" (2011) czy dwa odcinki "CSI: Kryminalnych zagadek Las Vegas".