Nie jestem intrygantką!

Annę Samusionek możemy co tydzień oglądać w serialu "Miasteczko" emitowanym od niedawna przez TVN. Gra tam prezenterkę telewizyjną, która za wszelką cenę chce zrobić karierę.
Mirosław Mikulski: W serialu wciela się pani w postać Ireny - bezwzględnej, prezenterki telewizyjnej, która za wszelką cenę stara się zrobić karierę w świecie mediów. Sądzi pani, że widzowie polubią tę postać?
Anna Samusionek: Ta bezwzględność to tylko skrót myślowy. Być może w założeniach scenariusza postać, którą gram, miała być czarnym charakterem, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Nie jestem taka zła. Gram normalną dziewczyną, która boryka się z poważnymi problemami - rodzi nieślubne dziecko, próbuje zrobić karierę w telewizji i chce mieć normalny dom. Pogodzenie tego wszystkiego jest trudne - wywołuje frustracje i stresy. Nie jestem żadną złośliwą intrygantką tylko dziewczyną, której po prostu nie układa się życiu. Nie kombinuję i nie oszukuję, ja naprawdę cierpię!
M.M.: Jak się pani czuje w tej roli?
A.S.: Jest znakomita i traktuję ją jako wyzwanie aktorskie. Gram dużo scen bardzo emocjonalnych, a ja lubię na planie dawać z siebie wszystko. Jest dużo problemów do zagrania i nie ma scen o robieniu naleśników.
M.M.: Trudno się wcielić w taką postać?
A.S.: Nie miałam żadnych problemów. Jedyny kłopot, to gra z niemowlakiem. Mała Julia, czyli filmowa Kasia, była wspaniała i ciągle uśmiechnięta, a ja miałam pokazać przed kamerą niechęć do niej. To sprawiało mi największą trudność.
M.M.: W prywatnym życiu jest pani podobna do Ireny?
A.S.: Dałam jej ekspresję, kiedy musi walczyć o pracę, stanowisko i o dom. Ona jest głównym budowniczym ogniska domowego, jej partner Tomek ma mniejsze umiejętności, gdyż był rozpieszczany przez mamę i babcię. Jeśli chodzi o życie prywatne, podobieństwo jest dużo mniejsze.
M.M.: Nie obawia się pani, że widzowie zaczną przypisywać pani cechy charakteru filmowej Ireny?
A.S.: Na pewno tak będzie, ludzie nie zawsze są w stanie zrozumieć, że ja tylko gram. Takie utożsamianie aktora z rolą czasami rzeczywiście jest męczące. Myślę jednak, że widzowie po kolejnych odcinkach zaakceptują mnie i nie obawiam się tego.
M.M.: Zagrała już pani w wielu filmach, jak pani ocenia przebieg swojej kariery?
A.S.: Grzeszyłabym narzekając i mówiąc, że nie mam pracy, ale każdy oczekuje czegoś więcej niż dostaje. Na pewno wolałabym, żeby po nagrodzie w Gdyni za "Darmozjada polskiego" było więcej okazji do zagrania ważnych ról kinowych. To chyba jest typowe dla Polski - po otrzymaniu ważnych nagród nic się nie dzieje - trzeba się do tego przyzwyczaić. Wierzę, że każdy ma swoją drogę do przejścia i moja jest właśnie taka. Wszystko co robię składa się na to, że być może za jakiś czas zdarzy się coś wielkiego i ja będę na to przygotowana.
M.M.: Zadowolona jest pani z tych propozycji, które dostaje?
A.S.: Chciałabym móc wybierać ze sterty scenariuszy, ale na razie szukam najciekawszych wśród tych, które dostaję. "Miasteczko" bardzo mi odpowiadało. Ostatnio w serialu "Przeprowadzki" zagrałam zupełnie inną rolę - służącą Agatę, prostą i lekko pruderyjną dziewczynę z ludu. To też mi to odpowiadało. To są moje dwa różne wymiary - mogę grać kobiety wampy, demony seksu i proste dziewczyny z ludu - naiwne i szczere. Sprawdzam się i tu, i tam, nie lubię natomiast ról banalnych.
M.M.: Niedawno mogliśmy panią podziwiać w "Tygodniu z życia mężczyzny" w reżyserii Jerzego Stuhra.
A.S.: Tak i teraz wszyscy przeżywają moją rozbieraną scenę z tego filmu! Był tam pewien dramatyzm i intryga, a scena była nagrana i zagrana tak, że nie mam się czego wstydzić. Nigdy nie jest przyjemnie rozbierać się przed osobami, przed którymi nie chcemy tego robić i unikam tego rodzaju scen. Nie jest to warunek zrobienia kariery przez aktorkę, to głupie jeśli ktoś do tego tak podchodzi. Zagrałam tyle ról, w których udowodniłam, że nie rozbieranie jest ważne, że ten zarzut mnie denerwuje. Poza tym nie jestem stworzona do tego typu scen - nie mam tak wielkiego i imponującego biustu jak Kasia Figura czy Renata Dancewicz, żeby to była jakaś karta przetargowa i atut. Cieszę się przede wszystkim ze spotkania z Jerzym Stuhrem, to było dla mnie najważniejsze, reszta jest nieistotna.
M.M.: Co pani dał ten kontakt?
A.S.: Każdy z młodych aktorów marzy o tym, aby zagrać z tymi największymi, podpatrzyć jak pracują i czegoś się nauczyć. To było spotkanie z bardzo mądrym człowiekiem, który dużo wie o życiu i ma odwagę o tym mówić. Ten film dał mi ogromną satysfakcję i poczułam się silniejsza w sensie zawodowym.
M.M.: Gdzie panią zobaczymy w najbliższym czasie?
A.S.: Na emisję czeka spektakl Teatru Telewizji w reżyserii Marty Meszaros "Urodziny mistrza". Gram tam główną rolę kobiecą razem z Janem Nowickim i Olafem Lubaszenko. Być może na jesieni będzie już można obejrzeć w telewizji serial "Przeprowadzki" w reżyserii Leszka Wosiewicza. Marzę natomiast o roli dramatycznej, takiej która poruszy widzów i na długo utkwi w ich pamięci. Życzę widzom tego, na co ja czekam, żeby sobie w kinie szczerze popłakać i wzruszyć się.

Nie jestem intrygantką!

07.06.2000 02:00

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)