Nie ma jak szołbiznes
Nie ma jak szołbiznes
Tym razem dotarłem chyba jednak za głęboko - mówi o swoim nowym filmie Nakręceni, czyli szołbiznes po polskuSylwester Latkowski. Niestety, po obejrzeniu obrazu widz wcale nie czuje jakby twórca ujawnił przed nim coś nowego, rzeczy, o których wcześniej nie wiedział.
Tematem Nakręconych jest polski przemysł muzyczny, realia rządzące tym biznesem i ludzie nim kierujący. Film składa się z wypowiedzi dziennikarzy, muzyków i producentów, ale tak naprawdę z rozmów z nimi nie dowiadujemy się niczego, czego byśmy już wcześniej nie wiedzieli. Najważniejsze są znajomości, korupcja jest wszechobecna, a tzw. branża jest skłócona i skoncentrowana jedynie na zarabianiu pieniędzy. Obawiam się jednak, że nie jest to stwierdzenie zbyt odkrywcze bowiem taki stan rzeczy panuje obecnie we wszystkich dziedzinach życia naszego pięknego kraju. Afera goni aferę, olbrzymie sumy są beztrosko przetracane i nikt nie ponosi za to konsekwencji, a niekompetencja - w sytuacji, gdzie dobre posady załatwia się w większości po znajomości - chyba już nikogo nie zaskakuje. To smutne, ale taka jest prawda.
Polski szołbiznes to temat rzeka i temat na mocny dokument, którego niestety nie udało się zrobić Latkowskiemu. Reżyser zaledwie dotyka tematu, zaznacza jedynie najważniejsze problemy, ale żadnego z nich do końca nie analizuje. Latkowski pokazuje, że nie został wpuszczony z ekipą na casting do Idola. Sytuacja dziwna bowiem żyjemy w wolnym kraju, ale z filmu nie dowiemy się ostatecznie na jakiej podstawie uniemożliwiono im wejście na teren obiektu. Nie udało się także reżyserowi porozmawiać z szefami mejdżersów, czyli dużych wytwórni płytowych, których decyzje faktycznie kształtują nasz rynek muzyczny. Wszyscy poza firmą Pomaton/EMI odmówili wystąpienia przed kamerami. Dlaczego? Tego również nie wiemy.
"Nakręceni" pokazują, że polski przemysł muzyczny nie dość, że jest skarlały i pozostaje w ciągłym regresie, to jeszcze strukturami przypomina mafię. Nikt nic nie chce mówić, słowa krytyki powodują szykany ze strony mejdżersów, a wszelka niekompetencja - o czym najlepiej świadczy wypowiedź Maleńczuka - jest skrzętnie tuszowana.
Film Latkowskiego jest dowodem na to, że polscy producenci nie kochają muzyki, a zajmują się nią tylko ze względu na pieniądze. A nie to chyba w sztuce jest najważniejsze?
"Nakręconych" ogląda się bardzo dobrze, bez znużenia. Przykłady prezentowane przez Latkowskiego bawią, ale też bezpardonowo obnażają ludzką głupotę i hipokryzję. Szkoda tylko, że wszystko o czym mówi rezyser wiedzieliśmy już wcześniej.