O włos od tragedii. Reżyser wybuchnął płaczem po akcji ratunkowej
W imię zasad Jackie Chan znów kusił los na planie swojego najnowszego filmu. I znów omal nie zginął. Zwołano konferencję.
Jackie Chan podczas kręcenia swoich filmów doznał niezliczonych urazów. Łamał wszystkie kości, uszkadzał organy wewnętrzne i zewnętrzne.
Wielokrotnie spojrzał też śmierci w oczy. Jak się okazuje, także na planie swojego najnowszego filmu "Vanguard", gdzie omal nie utonął. O zdarzeniu informuje portal China.org.cn.
Część zdjęć do najnowszego thrillera w reżyserii Stanleya Tonga, który wcześniej kręcił z Chanem takie filmy jak "Police Story 3: Super Cop" czy "Kung Fu Yoda", było kręcone na morzu.
ZOBACZ TEŻ: Kung fu panda w rzeczywistości. Musi jeszcze poćwiczyć
W pewnym momencie 65-leni aktor został uwięziony pod skałą, spod której nie mógł się wydostać.
Na szczęście ekipa zareagowała w porę i uwolniła aktora z pułapki. Podobno mało brakowało, a doszłoby do tragedii.
Na specjalnej konferencji zwołanej w Pekinie Chan i Tong opowiedzieli o całym zajściu.
- Kiedy wyciągali go z wody, nie mogłem powstrzymać łez - wspominał reżyser.
Jackie Chan zdradził, że początkowo to on uspokajał Tonga. Dopiero wieczorem, kiedy brał prysznic, doszło do niego, że mógł zginąć.
- Nagle ogarnęło mnie przerażenie i zacząłem się trząść. Przecież otarłem się o śmierć - mówił aktor.
Jackie Chan od zawsze wykonuje wszystkie sceny kaskaderskie samodzielnie. Świadomie rezygnuje z dublerów, bo, jak wielokrotnie podkreślał, "nie chce zawieść widzów".
"Vanguard" wejdzie do chińskich kin 25 stycznia, czyli pierwszego dnia Chińskiego Nowego Roku.