*) najwyraźniej przerosło. Dziewczyny wychodzą u reżysera niemalże z szafy, prezentując się jako transgresyjne feministki pracujące w korporacjach. Zanussi próbuje kijem zawrócić Wisłę, jednak temat wyzwolenia kobiet okazuje się dla niego zupełnie obcy. A jak wygląda obraz kobiet w dzisiejszym polskim kinie?*
Feministki z korporacji
Mistrz kina moralnego niepokoju tym razem postawił na transgresję. W imię tej myśli postępują główne bohaterki filmu – Kris (Agnieszka Grochowska), szefowa jednego z działów dużej warszawskiej korporacji i podległa jej Mira (Weronika Rosati). Obie panie pragną sprowadzić na złą drogę Angelo, sympatycznego Włocha, który zatrudnił się w firmie, aby być blisko Kasi (Agata Buzek). Dziewczyna odwiedziła go we Włoszech, po czym postanowiła wrócić do Polski i wstąpić do klasztoru. Przekonała się, że miłością obdarzyć może tylko Boga. Od tej pory każdy będzie walczył o swoje wpływy – feministki z korporacji będą próbowały upić i zgwałcić Angelo, on z kolei wdrapie się na bramę opactwa i będzie próbował dostać się do Kasi.
Zanussi uświadamia, że w dzisiejszym świecie to feministki prześladują katolików. Jak same mówią - dla nich „Katolik to prawie gej”. Pozbawione są jakichkolwiek zasad moralnych, egzystują jedynie za sprawą chorych ambicji zawodowych. Nie interesują ich relacje z bliskimi. Kris dorastała w komunistycznej rodzinie zastępczej. Teraz, gdy matka może zaszkodzić jej karierze, musi usunąć ją z pola widzenia. Kobiety trzymane są na smyczy wynajętych przez siebie żigolaków, ale to one wyznaczają reguły, mając w ręku pejcz. Mira chciałaby znaleźć się na miejscu jednego z nich. Nie zostaje dopuszczona, za to sprawnie wykorzystana w pracy przez przełożoną. Wszyscy oprócz Angelo i Kasi dążą do zniszczenia świata. Oni jednak nie mogą być razem. Oboje uwięzieni są za murem: on szklaną ścianą korporacji, ona ceglanym murem klasztoru.
fot. Agnieszka Grochowska w filmie "Obce ciało"
Wyzwolenie kobiet w „Obcym ciele” jest sprawnie przez Zanussiego wykalkulowane i sztucznie przeciwstawione. Istnieją jedynie biało – czarne wartości, których emblematami mogłyby stać się różaniec i pejcz. Konglomerat stereotypów pojawia się na każdym kroku. A przecież to jeszcze kilkanaście lat temu im Zanussi się sprzeciwiał. Reżyser od początku swojej kariery stykał ze sobą charaktery, postawy i wyobrażenia o sensie życia. Świadczą o tym genialne starcie przyjaciół w "Strukturze kryształu" czy egzystencjalne rozterki w "Iluminacji". Teraz z kolei w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” Zanussi mówi: „Jeżeli ja 40 lat piszę scenariusze i je konsultuję, to kto ma mi wypominać słabości scenariusza? Elementarna przyzwoitość w sztuce mówi, że starym rzemieślnikom już się błędów rzemiosła nie wytyka”. Takie podejście dużo wyjaśnia.
fot. kadr z filmu "Chłopaki nie płaczą"
Liczy się tylko solidarność jajników?
Kobiety w polskim filmie zawsze traktowane były podmiotowo, często z seksistowskiej perspektywy. Ich miejscem była przysłowiowa kuchnia, łóżko albo posiadanie stygmatu Matki Polki. W powstałych po 90. roku komediach liczyła się tylko atrakcyjność fizyczna. Pojawiło się nawet określenie, że kobiety dzieli się na „dziwki i madonny”. Te pierwsze oglądamy w "Chłopaki nie płaczą", gdzie jedna z bohaterek nazywana zostaje Cycofon, z kolei Stella z "E=mc²" sprawia, jak przystało na prawdziwą femme fatale, aby mężczyźni stanęli do walki. Ikoną tego stylu była Katarzyna Figura, wcielająca się m. in. w rolę demonicznej żony gangstera w "Kilerze". Kobiety w tych filmach są niewierne, złe i zainteresowane jedynie bogatymi i wpływowymi kochankami. Można powiedzieć, że to efekt transformacji, ale chyba bardziej poprawnie stereotypów,
tradycji i patriarchalnego wychowania. Z takim myśleniem zgadzają się "Lejdis", które korzystają ze sformułowania z filmu "Tato", że „liczy się tylko solidarność jajników". Według nich mężczyźni mogą zaoferować im jedynie rozpacz i rozczarowanie. Większość tytułów z silnymi postaciami kobiecymi ogranicza się do konwencji realistycznego dramatu albo lekkiej komedii. Polscy reżyserzy cierpią na mizoginizm. Wydaje się jednak, że to powoli się zmienia. Pojawiają się wyjątki np. Leszek Dawid stworzył portret przebojowej „Ki”. Nie radzi sobie z wychowaniem dziecka, ale walczy o swoje szczęście. Podobnie Tomasz Wasilewski główną postacią „W sypialni” czyni poszukującą miłości Edytę. Stereotypowemu postrzeganiu kobiet sprzeciwiają się reżyserki m.in. Małgorzata Szumowska, Maria Sadowska, Urszula Antoniak czy Magdalena Piekorz.
fot. kadr z filmu "Lejdis"
Nadzieja w młodych reżyserach
Polskie kino zaczyna polemizować z wizją i postrzeganiem kobiet. W przeciwieństwie do nowego głosu twórców sytuuje się Krzysztof Zanussi. W „Obcym ciele” traci kontakt z rzeczywistością. Pokazuje, że kobiety są cudowne - katoliczki i okropne - feministki. Szkoda, że doświadczony twórca nie zauważa, że granica nie musi być tak wyraźna. Nadzieja w młodych reżyserach, dla których kobiety nie są jedynie dodatkiem dla mężczyzny, ale potrafią walczyć o swoje i przede wszystkim być sobą.