Ocknij się człowieku zanim zdechniesz z głodu!
Film Roberta Krzempka to wyjątkowy moralitet na współczesną rzeczywistość. Obraz, którego szczerość przebija jedynie w śmiechu tych, którzy uśmiechają się tam, gdzie nie trzeba, poszukując komedii tam, gdzie jej nie ma.
Cieszy i napawa dumą fakt, że nie boimy się takich tematów, a za niewielkie w sumie pieniądze można zrobić naprawdę ważny i dobry film. Dotykając tematów, które dla wielu są niedostrzegalne, niezauważalne, tematów, które przytłumia dźwięk muzyki ze słuchawek w uszach i okulary przeciwsłoneczne na nosie.
Reżyser uderza z marszu, w pierwszej scenie, z grubej rury i nie spuszcza już z tonu. Nie boi się odważnych rozwiązań, nie boi się grać na uczuciach widza, gdyż tylko w ten sposób może do niego dotrzeć. Zbyt często zobojętnieni przechodzimy obok, zbyt często wszystko to, co dzieje się wokół jest przez nas niedostrzegalne. Mając założone klapki na oczach milcząc przechodzimy obok bitego człowieka, umierającego na ulicy, a każdy leżący na ulicy wydaje się nam pijanym, nie godnym naszej uwagi śmieciem.
Tak, z całą pewnością bliżej tu do czarnej komedii i choć czasem jest do śmiechu, to nawet wtedy naprawdę trudno o szczery uśmiech. Z każdą sceną bohater jest coraz dalej, jego droga, to prawie droga krzyżowa, a każda stacja to poszukiwanie możliwości przetrwania i zarobienia na kromkę chleba.
Trzydziestoletni Piotruś, który nigdy wcześniej nie skalał się pracą, teraz zostaje postawiony przed faktem dokonanym. Bez skradzionej renty mamy... i bez niej samej, gdyż wyjeżdża z bólem serca do sanatorium, musi przetrwać miesiąc w miejskiej dżungli, musi wystawić nos z mieszkania i zmierzyć się z brutalną rzeczywistością dnia codziennego.
Pojawiające się w kalendarzu kolejne dni pogrążają go coraz bardziej, aż do ostatecznego finału, który przynosi skrajnie zaskakujące rozwiązanie. I to natarczywe poszukiwanie pracy, ta chęć zarobienia kilku złoty pcha go coraz bardziej ku upodleniu i zeszmaceniu. To takie „Nic śmiesznego” Marka Koterskiego, ale w znacznie poważniejszym tonie.
Sceny naboru do supermarketu, rozmowa w urzędzie pracy, comiesięczny bieg alkoholika, czy też scena w komisie mięsa, pomysłowość, a także dosadność przebijająca z obrazu, są godne uznania. A także brutalność życia, która temu, co nie ma, zabierze ostatni grosz, w osobach dwóch rosłych drabów jest nicią wyjątkowo dobrze łączącą te wszystkie zmagania w dramacie przetrwania jednego człowieka.
Warto zwrócić baczną uwagę na ten film, warto obejrzeć go w skupieniu, a po wyjściu z kina, choć przez chwilę zastanowić się nad tym, co ze sobą niesie. Wtedy być może dosyć szybko zostanie zepchnięta myśl, „jaki ten film głupi i beznadziejny”, a pojawi się być może taka, „tak często narzekam, a nic mi w życiu nie brakuje”. Robert Krzempek pragnie być usłyszany przez tych wszystkich, którzy liczyć mogą jedynie na etat „operatora pilota do telewizora”. Być może jego wołanie dotrze, choć do części tych ludzi i oby się w porę obudzili, zanim będzie za późno, gdyż w którymś momencie może skończyć się renta mamy, a wtedy wasze dni są policzone.
Zastanawia mnie tylko jedno, skąd Piotruś miał ciągle drobne na automat telefoniczny?