Ojciec Krystyny Feldman zmarł, gdy dziewczynka miała tylko 3 lata. "Chyba nazwiska nie spaskudziłam"
Ferdynand Feldman był niezwykle cenionym aktorem, związanym zwłaszcza z teatrami w Krakowie i we Lwowie; publiczność kochała go nie tylko ze względu na talent, ale i pogodne, życzliwe usposobienie. Przez jakiś czas krążyło nawet powiedzenie: "Będę miał dobry dzień - spotkałem Feldmana".
03.06.2018 | aktual.: 03.06.2018 12:13
Zmarł niespodziewanie 3 czerwca 1919 roku, pozostawiając pogrążoną w żalu rodzinę i wielkie grono fanów. Pamięć o nim pielęgnowała jego córka, Krystyna Feldman, która poszła w ślady ojca i ze śmiechem powtarzała, że miała zawsze na uwadze, by "nie spaskudzić nazwiska".
Wielki talent
Urodził się w Krakowie jako syn inspektora policji. Od najmłodszych lat był zafascynowany sztuką - rozpoczął studia na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, a później pobierał nauki w warszawskiej szkole dramatycznej. W teatrze zadebiutował w 1880 roku i od tamtej pory nie znikał ze sceny - najpierw grywał głównie na drugim planie, ale z czasem reżyserzy dostrzegli jego wybitny talent i zaczęli powierzać mu główne role.
Aktor komiczny
Występował w teatrach w całym kraju, błyskawicznie zjednał sobie publiczność i zaczął odnosić ogromne sukcesy. Ze względu na warunki fizyczne - był niski i miał nadwagę - reżyserzy najchętniej obsadzali go w farsach i komediach, a Feldman doskonale się w nich odnajdywał.
- Był to typowy aktor komiczny reprezentujący styl ciepłego, pogodnego, sympatycznego humoru - pisał o nim Zygmunt Leśnodorski.
Szczególnie dobrze sprawdzał się w sztukach Aleksandra Fredry.
- Pasjonował go charakter ludzki w komedii poważniejszej czy lekkiej. To go czyniło wybitnym fredrystą - pisał z kolei Adam Grzymała-Siedlecki.
* Druga twarz*
Feldmanowi nieco przeszkadzała etykietka aktora komediowego; ucieszył się, gdy wreszcie zaczęto obsadzać go w repertuarze dramatycznym i mógł pokazać się od zupełnie innej strony.
Krytycy znów pisali peany na jego cześć, zachwyceni, że artysta, którego znali głównie z fars i operetek, potrafi pokazać "pełnię tragizmu w dramatach z repertuaru klasycznego i naturalistycznego". Zachwycano się też doskonałą dykcją, bogatą mimiką i przenikliwością aktora, który zwracał uwagę na nawet pozornie nieistotne elementy w spektaklu.
W ślady ojca
Gdy zmarła jego pierwsza żona, aktorka Paulina Korwin, w 1910 roku Feldman ożenił się ponownie - jego wybranką została śpiewaczka operetkowa, Katarzyna Sawicka.
W 1916 roku na świat przyszła ich córka Krystyna - niestety, nie dane jej było dobrze poznać sławnego ojca, bowiem gdy miała 3 lata, Feldman zmarł na cukrzycę.
Od tamtej pory jej matka sama musiała zarabiać na utrzymanie rodziny - na drugi ślub zdecydowała się dopiero po 10 latach. Młoda Krystyna wyznawała, że nie miała najlepszych stosunków ze swoim ojczymem, wojskowym, który chciał wysłać marzącą o aktorstwie pasierbicę do szkoły handlowej. Feldman ze szkoły uciekła, zdeterminowana, by - tak jak ojciec - zostać aktorką. Matka zaprowadziła ją więc do Janusza Strachockiego prowadzącego zajęcia z aktorstwa i poprosiła, by sprawdził, czy dziewczynka nadaje się na gwiazdę.
- Powiedział jej: "Jeśli okaże się, że dziewczynka nie jest zdolna, to nie będziemy nazwiska paskudzić". No i chyba nazwiska nie spaskudziłam. Mam nadzieję, że rodzice byliby ze mnie zadowoleni - kwitowała Feldman.