Open'er 2024. Spodziewałam się paragonów grozy, a znalazłam coś, co... staniało
Największy, najlepszy, na pewno najdroższy festiwal muzyczny w Polsce - Open'er rozpoczął się na lotnisku pod Gdynią. Jak przysłowiowy amen w pacierzu, tak samo materiał o kosmicznych cenach jedzenia musi się pojawić i zasygnalizować początek lata. Oto on!
Wiedząc, że po raz kolejny napiszę artykuł o tym, jak wysokie są ceny burgerów, frytek, zapiekanek, piwa i innych za małych i średniej jakości przekąsek, poczułam cień znużenia. Ja będę znowu szokować czytelników kolejnymi podwyżkami, a oni pozostając w tym szoku, będą potrząsać z niedowierzaniem głowami. Tymczasem w tym roku czekała na mnie niespodzianka. Jedna rzecz, zamiast zdrożeć (jak absolutnie wszystko wokół) - potaniała! Nie będę was dłużej trzymać w niepewności - chodzi o frytki belgijskie.
Ten najpopularniejszy tu (bo jeden z najtańszych) "przysmak" jeszcze dwa lata temu kosztował 20 złotych, by w roku ubiegłym podrożeć aż o 5 złotych. Miałam wszelkie prawo spodziewać się, że dziś przywita mnie cena 30 złotych za mały rożek z kawałkami ziemniaków. Tymczasem frytki potaniały o jedną złotówkę. Tak, opisuję to jak sensację, bo już dawno nie widziałam czegoś, co jest tańsze niż rok wcześniej.
Oczywiście każdy kolejny z dziesiątek (setek?) foodtrucków szybko sprowadził mnie na ziemię. Jeśli ktoś ma ochotę na burgera, musi wysupłać ponad 40 złotych, najtańsza pizza to koszt 39 złotych, zapiekanki - 32 złote. Są tu nawet zapiekanki "kraftowe", odpowiednio droższe, wyglądające identycznie jak te w budce na dworcu. Niemal każda potrawa podrożała o 2 do 5 złotych. W miejscu, które ujęło mnie nazwą Big Chlebowski, nie podniesiono cen, pytam, dlaczego i słyszę: "bo generalnie są niskie ceny".
Rzeczywiście: rok temu ceny skoczyły o ok. 20 proc., teraz symbolicznie. Sama sobie wymyślam zabawę: znajdę najdroższą rzecz. Trafiłam: to burger z pastrami, mięso ponoć jest marynowane przez dwa tygodnie. Za taką sycącą bułkę trzeba zapłacić 55 złotych. Szybko zaskakuje mnie wegańska propozycja z innego miejsca, za tę samą kwotę oferują warzywa z hummusem i chlebem pita. Nie widziałam tam kolejek.
Gdy znalazłam najdroższą, zaczęłam szukać najtańszej. W ubiegłym roku była to papryczka chilli zanurzona w czekoladzie (sztuk jeden) za 13 złotych. A dziś? Jedna żelka za 8 złotych. Kupiłam, zjadłam, niedobra.
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski