Osagowie umierali w tajemniczych okolicznościach. Mroczna historia oscarowym faworytem
"Czas krwawego księżyca" Martina Scorsese przybliża losy Osagów, północnoamerykańskiego plemienia Indian, którego członkowie po odkryciu obfitych złóż ropy naftowej zaczynają ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Skąpana w mroku wstrząsającą opowieść powalczy w tym roku o dziesięć statuetek Amerykańskiej Akademii Filmowej.
Ta historia mrozi krew w żyłach. Wypchnięci z zamieszkiwanych przez siebie terenów, rdzenni mieszkańcy amerykańskich Wielkich Równin – plemię Osagów, zostało pod koniec XIX wieku zmuszone do osiedlenia się w stanie Oklahoma, wówczas uznawanego za zupełnie nieurodzajną, jałową ziemię. Jako jedno z nielicznych plemion sami zapłacili za rezerwat, w którym mieli odtąd mieszkać. Dzięki temu zachowali prawa do złóż mineralnych i innych skarbów, które ta ziemia skrywała.
Nie trzeba było długo czekać, jak pierwsi osiedleńcy zaczęli na swoich działkach odkrywać przepastne zasoby naturalnych złóż ropy i gazu. Nie wiedząc dokładnie, co to oznacza, często wpadali w sidła szukających łatwego zysku białych drobnych przedsiębiorców, którzy już niedługo mieli dorobić się nieprzebranego bogactwa. Mimo że każde nowe odkrycie złóż powodowało nadużycia i oszustwa, Osagowie i tak zaczęli się bardzo szybko bogacić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najbardziej wyczekiwane premiery filmowe 2024 roku
Budowali fortuny na tym, czego nie zdołali im odebrać biali uzurpatorzy. Sprzedając licencje na prawa dostępu do wydobycia i produkcji ropy, mogli już do końca życia nic nie robić i żyć w dostatku, nawet do kilku pokoleń naprzód. Sytuacja uległa jednak dramatycznej zmianie na gorsze, kiedy amerykański Kongres uchwalił prawo, zgodnie z którym Osagom mającym przynajmniej połowę indiańskiej krwi, wyznaczano kuratora, który miał rzekomo dbać o ich finanse.
Nietrudno się domyślić, że kuratorami zostawali zwykle biznesmeni, prawnicy, bankierzy czy księgowi, zdający sobie doskonale sprawę, że przepisy zapewniają im niemal nieskończone źródło lewych dochodów. Nie trzeba było długo czekać, by obdarzeni kuratorem Osagowie zaczęli w tajemniczych okolicznościach umierać, pozostawiając całość spadku wyznaczonym białym zarządcom.
Tę historię kompleksowo opisał w reportażu dziennikarz "New Yorkera" David Grann, a Martin Scorsese spotkał się ponownie z Leonardo DiCaprio, by na podstawie książki zrealizować "Czas krwawego księżyca", jeden z tegorocznych oscarowych faworytów.
Scorsese - mistrz opowiadania prostych historii w wysublimowany sposób
Decydując się na recenzowanie jakiegokolwiek filmu Martina Scorsese ma się zazwyczaj do wykonania niełatwe zadanie. Dla bardzo wielu znawców i wielbicieli kina Scorsese jest i pozostanie postacią ikoniczną, obdarzoną niebywałą intuicją do opowiadania prostych w gruncie rzeczy historii w sposób wizualnie wysublimowany, choć mimo wszystko bez realizacyjnych fajerwerków, szczerze i uczciwie.
Trudno zresztą wprost nazwać to, co czyni "kino Scorsese" właśnie tym, czym jest. Niełatwo odnaleźć jeden wspólny mianownik w filmografii tego niebywale płodnego i pracowitego twórcy. Kiedyś można było myśleć, że ten piewca i miłośnik Nowego Jorku po prostu cały czas opowiada jakąś historię ze swojego ukochanego miasta, choć dla niepoznaki nie zawsze lokuje ją w Wielkim Jabłku. Często pokazuje przemoc w różnych jej odcieniach, brutalnych i surowych, nie zawsze komentując, częściej ocenę pozostawiając widzowi.
Bez wątpienia Scorsese kocha opowiadane przez siebie historie i trudno mu się z nimi rozstać. Wszystkie jego najnowsze filmy to bardzo długie epopeje, jak gdyby mistrz próbował wszystkimi możliwymi sposobami pozostać w opowiadanej historii, jak gdyby każda kolejna miała być już jego ostatnią. Nie inaczej jest z "Czasem krwawego księżyca" (długości co najmniej czteroodcinkowego miniserialu).
Poszukuje źródeł zła, nie stroni od brutalności
W swoim najnowszym filmie Scorsese znowu zwiera szyki ze swoim pupilem DiCaprio, wcielającym się w rolę nieudolnego szwarccharakteru Ernesta Burkharta, męża Indianki Osage, Molly (Lily Gladstone). Wspólnie niemal zupełnie wiernie odtwarzają najważniejsze wątki książki Granna, poszukując źródeł zła, które zakradło się do spokojnej dotychczas krainy w okolicach miasteczka Pawhuska.
Podobnie jak miało to miejsce wcześniej na przykład w "Irlandczyku" czy w "Gangach Nowego Jorku", Scorsese nie cofa się przed pokazaniem całej brutalności i dzikości występków białych przeciw Osagom. Nie szczędzi widzom okrutnych i krwawych szczegółów mordów, ułatwia wizualizacje za pomocą sugestywnych obrazów, karmi się przerażeniem i obrzydzeniem. Jego wizja jest bardzo żywa, tak żywa, że gdzieś po drodze giną aktorskie występy samego DiCaprio czy odkrytej dla szerszej publiczności Gladstone.
Przeciętny DiCaprio, doskonała Gladstone
DiCaprio szarżuje, ale w jego szarży momentami brakuje autentyczności. Czuje się miarkowanie występu "pod Oscary", wyczuwa próby imitacji aktorskiej maniery Marlona Brando. DiCaprio zatraca się w Erneście, ale bez wzajemności.
Gladstone z kolei, potomkini rdzennych Amerykanów, wydaje się od początku do końca wycofana, skupiona, zanurzona w bezkresnej subtelności swojej Molly. Po tym krótkim w gruncie rzeczy występie, ograniczonym w znacznym stopniu do gestów, westchnięć, min, trudno ustalić, czy Gladstone gra, czy taka po prostu jest, a Hollywood udało się po prostu znaleźć dla niej rolę idealną.
Nie będzie to najlepszy film Scorcese
"Czas krwawego księżyca" ogląda się jak dobry thriller historyczny, bo ma solidną podbudowę osadzoną w prawdziwych wydarzeniach. Realizacyjnie świetny, od początku niemal do samego końca trzyma w napięciu i stawia pytania o ludzką kondycję, pociąg do podboju i żądzę bogactwa, które od zawsze stanowiły fundament cywilizacji, nie tylko amerykańskiej i nie tylko kapitalistycznej.
To nie będzie jednak najlepszy film Scorsese. Co do tego nie ma wątpliwości. Na kinowych korytarzach słyszy się komentarze o powrocie twórcy z "bardzo dalekiej podróży" po ocenianym raczej jako nieudany "Irlandczyku" i to zdecydowanie powód do optymizmu.
Z całą pewnością amerykański reżyser nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale też nie sili się już na jakiekolwiek nowatorstwo, świeżość czy innowacje. To wciąż stary, dobry Scorsese, który zdobywa publiczność swoją bezkresną miłością do kina. Na tym można zatrzymać ocenę "Czasu krwawego księżyca". Od tego momentu każdy będzie już musiał sobie sam odpowiedzieć na pytanie, czy to wystarczy.
W 51. odcinku podcastu "Clickbait" typujemy, kto zgarnie Oscara, a kto będzie musiał obejść się smakiem. Kto naszym zdaniem zgarnie najwięcej statuetek? Przekonaj się, słuchając nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: