Najważniejsze branżowe nagrody. Kto i jak decyduje o Oscarach?

Z niedzieli na poniedziałek 10 na 11 marca czasu polskiego odbędzie się 96. ceremonia rozdania nagród Akademii Filmowej. Wszyscy wiedzą, że Oscary to najważniejszy, najbardziej prestiżowy laur branżowy. Kto tak naprawdę decyduje o tym, do kogo trafi statuetka, jakie czynniki mają wpływ na wybór zwycięzcy i jak przebiega proces głosowania – na wszystkie te pytania znajdziesz odpowiedź poniżej.

Emma Stone dostała pierwszego Oscara w 2017 r. Teraz walczy o kolejnego
Emma Stone dostała pierwszego Oscara w 2017 r. Teraz walczy o kolejnego
Źródło zdjęć: © Getty Images | FilmMagic, Jason LaVeris

Cofnijmy się o niemal 100 lat. To właśnie wtedy, w 1927 r., powstała bowiem Amerykańska Akademia Filmowa, która – zgodnie z zamysłem jej twórcy, potężnego producenta Louisa B. Mayera (właściciela Metro-Goldwyn-Mayer) – miała pełnić rolę swego rodzaju oficjalnego związku zawodowego. Tym samym jej zadaniem było utrudnianie zakładania przez przedstawicieli różnych pionów ekipy filmowej niezależnych ugrupowań, domagających się coraz większych praw.

W styczniu wspomnianego roku Mayer zaprosił na kolację, a tym samym i do Akademii, 36 osób; w maju było ich już 231. Na pokaźną grupę składali się aktorzy, scenarzyści, reżyserzy, technicy i producenci. Dzisiaj branż wyróżnia się już 17. Jeszcze w pierwszym roku funkcjonowania gremium pojawił się pomysł na przyznawanie nagród. Mayer chciał, żeby były one niewielkie i tanie. Ostatecznie wygrał jednak pomysł Douglasa Fairbanksa, który znacząco rozszerzył skalę wydarzenia. Gwiazda zaproponowała bowiem wystawny bal z efektownymi statuetkami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W czasach głębokiego kryzysu Hollywood, którym targały różnego rodzaju skandale, przyznawanie laurów stanowiło przede wszystkim sprytne posunięcie wizerunkowe. Złoty rycerz na podstawce miał legitymizować dokonania fabryki snów i świadczyć o tym, że zależy jej na produkcjach o wysokiej wartości artystycznej. Wkrótce Akademia nie była już tylko pośrednikiem w rozmowach między związkami zawodowymi a studiami filmowymi, ale i strażnikiem dziedzictwa kulturowego, jakie stanowiło kino.

Kto należy do Amerykańskiej Akademii Filmowej?

Na ten moment do Akademii należą przedstawiciele maksymalnie jednej z 17 branż. Najmniej mają ich eksperci od castingu, a najwięcej – jak można się domyślać – aktorzy. Jak jednak można stać się jej członkiem? Wystarczy otrzymanie wcześniej nominacji do Oscara (choć nie zawsze jest ona gwarantem) lub zaproszenie do zaszczytnego grona, które zostało poparte przez co najmniej dwóch jego aktualnych stowarzyszonych.

Gdy już raz trafi się do gremium, zostaje się w nim na zawsze. Choć i od tej reguły są wyjątki. Do tej pory, z uwagi na oskarżenia na tle seksualnym (Harvey Weinstein, Bill Cosby, Roman Polański) czy godne potępienia zachowanie na gali (Will Smith), wykluczono już z niego kilka dużych nazwisk.

Szacuje się (dane z 2020 r.), że obecnie Amerykańska Akademia Filmowa liczy ok. 10 tys. członków. Dokładna liczba nie jest znana, określa się ją jedynie na podstawie udostępnianych rokrocznie list nowych nazwisk do niej trafiających. W tym roku będzie to m.in. Joanna Kulig, która przed paroma laty zagrała w nominowanej do trzech Oscarów "Zimnej wojnie". Aktorka dołączy do innych Polek: Agnieszki Smoczyńskiej ("Córki dancingu"), operatorki Jolanty Dylewskiej ("W ciemności"), montażystki Agnieszki Glińskiej i scenarzystki Ewy Piaskowskiej ("IO").

Przypomnijmy, że największe zmiany w szeregach Akademii wywołały badania z 2012 r., w których okazało się, że aż 94 proc. składu stanowią osoby białe, a 77 proc. mężczyźni. Od tamtego momentu stopniowo wprowadzano szereg regulacji, które miały wyrównać parytety płci i rasy. W 2019 r. kobiety stanowiły 32 proc., a mniejszości etniczne ok. 16 proc. wszystkich członków ugrupowania.

Kampanie oscarowe, czyli jak przekonać do siebie Akademię

Na to, kto otrzyma upragnione wyróżnienie, mają oczywiście wpływ członkowie Akademii. Nikt jednak nie powiedział, że nie można im pomóc w podjęciu decyzji. Nie kłamali twórcy, którzy przekonywali, że kampania oscarowa to ciężka, mrówcza praca. Niestety, nikt nie otrzymuje prestiżowego lauru za sam tylko fakt wzięcia udziału w wartościowej artystycznie produkcji. Najpierw sporo wysiłku trzeba włożyć w jej powstanie, a później – wypromowanie.

W tej kwestii dobrego nosa miała już Mary Pickford, która wywalczyła statuetkę w 1929 r. Choć "Kokietka" z jej udziałem nie cieszyła się uznaniem krytyków, wystarczyło zaprosić na skromny poczęstunek pięciu ówczesnych członków Akademii (i mieć męża, Douglasa Fairbanksa, na jej czele), aby przekonać ich do siebie. Od tego czasu podobna strategia stała się wręcz normą. Reklamy w prasie i telewizji, powtórne wprowadzanie filmów do kin (kiedyś pokaz na dużym ekranie był warunkiem koniecznym do zgłoszenia tytułu do rywalizacji), performance'y i akcje promocyjne droższe od stworzenia samego dzieła – wszystko to jest chlebem powszednim w kampanii oscarowej, która może trwać nawet kilka miesięcy.

Najwięcej zmian wprowadzili w niej jednak bracia Weinsteinowie. To oni zaczęli m.in. wysyłać wideo do domów członków Akademii, aby trafić do nich bezpośrednio ze swoim, bądź co bądź, produktem. Później przychodził czas na telefony: pierwszy z informacją o wysłaniu kasety, drugi w celu upewnienia się, czy przesyłka dotarła, a trzeci i kolejne już z nieukrywaną intencją przekonania "sędziego" o wysokiej jakości dzieła, które bez wątpienia zasługuje na nagrodę.

Teraz jednak wszystko podlega odgórnym regulacjom. Maksymalnie cztery pokazy z udziałem aktorów i twórców, brak jedzenia i picia, określona liczba, a nawet treść maili wysłanych do członków kapituły – szanse na kreatywne obejście zasad są już zdecydowanie mniejsze niż w przeszłości.

Na podstawie danych historycznych, albo po prostu bazując na obserwacjach wyników z ostatnich lat, próbowano nawet stworzyć swego rodzaju wzór na "film oscarowy". Sama ta kategoria czasem używana jest też w kontekście pejoratywnym i oznacza produkcję schematyczną, poświęconą ważnemu tematowi (przez długi czas "ulubieńcami" kapituły były Zagłada i niewolnictwo), w której znany aktor bądź aktorka poddaje się znaczącej fizycznej przemianie i daje efektowny popis swojego warsztatu.

Nie zaszkodzi też prawdziwe historia, słynne osoba w jej centrum, tematyka dotycząca mniejszości, zatrudnienie dużych nazwisk (także brytyjskich) i zamknięcie długości trwania filmu w znośnych dwóch godzinach. Nie ma jednak idealnej recepty na wkupienie się w łaski Akademii. Historia zna przecież przypadki, kiedy wymienione promocyjne fikołki okazały się całkowicie zbędne i wystarczyła po prostu, górnolotnie mówiąc, sztuka, nieoglądająca się na żadne algorytmy. Od niedawna jednak, kiedy wprowadzono precyzyjne zasady co do tematyki filmu i charakterystyki zasiedlających ekran postaci, stały się one o wiele bardziej istotne.

Głosowanie już się zakończyło. Teraz trwa liczenie głosów

W końcu przychodzi jednak czas na finalne oddanie głosu. Jak można się domyślać, zebranie informacji od wszystkich członków Akademii, a następnie ich podliczenie i opracowanie, zajmuje sporo czasu i jest dużym wyzwaniem logistycznym (zwłaszcza że zgodnie z tradycją karty do głosowania są sprawdzane ręcznie). Dlatego też proces decyzyjny przedstawicieli gremium musi zakończyć się odpowiednio wcześniej przed galą. W tym roku był to 21 lutego, a więc na 2,5 tygodnia przed ceremonią.

A jak wygląda przyznawanie not? W 23 kategoriach akademicy wskazują kandydata, który najbardziej przypadł im do gustu, i ten z największą liczbą głosów wygrywa. Skomplikowanie sprawa ma się w przypadku najważniejszej sekcji, czyli Najlepszego filmu, w której "sędziowie" każdemu z (w tym roku) dziewięciu nominowanych tytułów przyznają oceny w skali 1–9. Następnie księgowi PricewaterhouseCoopers segregują karty na dziewięć stosów, z których każdy odpowiada jednemu filmowi, i kontrolują, który z nich otrzyma najwięcej "jedynek", czyli najwyższych ocen. Do wygranej wystarczy przekroczenie połowy głosów, co zdarza się jednak rzadko. Zwykle po pierwszej turze liczenia odrzuca się tytuł, który najmniej osób uznało za najlepszy.

Dzięki przyjętemu systemowi preferencyjnemu głosy te nie przepadają, a rozkładane są zgodnie z drugim wyborem członków gremium. Wówczas głosy przelicza się ponownie, a jeśli nadal nie można wyłonić zwycięzcy, to cały proces powtarza się od początku. Oznacza to, że karty wyeliminowanego filmu z numerem 1 trafią do "dwójki", a te dołożone poprzednim razem, zostaną dołączone do trzeciego miejsca. Co ważne, na dalszym etapie zliczania głosów nie jest już istotne, co głosujący umieścili na szczycie listy. Ich wybór sprowadza się wówczas do pytania: "jeśli zostaną tylko te dwa filmy, to który z nich wolisz?", i na tej podstawie podliczane są głosy.

Już w nocy z niedzieli na poniedziałek z 10 na 11 marca przekonamy się, kto będzie triumfował na najważniejszej imprezie filmowej roku. Transmisja 96. ceremonii rozdania Oscarów będzie dostępna na Canal+ i Canal+ Online.

W 51. odcinku podcastu "Clickbait" typujemy, kto zgarnie Oscara, a kto będzie musiał obejść się smakiem. Kto naszym zdaniem zgarnie najwięcej statuetek? Przekonaj się, słuchając nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)