Petr Zelenka: Czechom trzeba przypominać, że istnieją narody naprawdę odważne [WYWIAD]
- W wielu kryzysowych momentach swojej historii Czesi rezygnowali z odpowiedzialności. Pojawia się pytanie, czy jako naród mamy prawo istnieć, skoro tracimy każdą okazję, żeby wziąć sprawy w swoje ręce? - zastanawia się Petr Zelenka w rozmowie z WP.
Jeden z najbardziej znanych współczesnych czeskich reżyserów udzielił nam wywiadu w związku z polską premierą jego nowego filmu “Zagubieni”. Jest to pełna absurdalnego humoru satyra na czeski kompleks „nieuczestniczenia we własnej historii”, zapoczątkowany przez haniebny układ monachijski, który doprowadził do rozbioru Czech. “Zagubieni” wchodzą do kin 14 października.
Łukasz Knap: Czy Czesi są tchórzami?
Petr Zelenka: Nie, ale czasami trzeba nam powiedzieć, że nimi jesteśmy.
Dlaczego?
Bo przestaliśmy myśleć o znaczeniu takich słów jak odwaga czy tchórzostwo. Trzeba przypominać Czechom, że istnieją narody naprawdę odważne.
Na przykład jakie?
Anglicy. Największym paradoksem układu monachijskiego było to, że Wielka Brytania nie chciała walczyć o nasze interesy, ale koniec końców to Anglicy poszli na wojnę z Hitlerem i umierali także za nas. Nie ma w czeskich historii wydarzenia takiego jak powstanie warszawskie. Czechom powinno się bez końca przypominać, że istnieją narody, które w sytuacji zagrożenia nie uginają się i nie oddają pałeczki innym.
Uważa pan, że Czesi powinni dać sobie zrobić rzeźnię w 1938 roku?
Czesi w ogóle nie chcieli walczyć, zresztą słusznie, ponieważ jedna trzecia ówczesnej Czechosłowacji była niemiecka, sporo Niemców było również w armii. Gdybyśmy zdecydowali się na wojnę, doszłoby do bratobójczej walki. To byłaby katastrofa. Stracilibyśmy opinię pokojowego narodu, a tego bardzo się obawialiśmy. Czekaliśmy na rozwój wypadków, nie zdobyliśmy się na odwagę, aby otwarcie powiedzieć, że chcemy rozwiązać nasze sprawy za pomocą dyplomacji.
Czy Czesi mieli okazję wykazać się w czasach komunizmu?
W latach 70. i 80. mieliśmy wyjątkowy czas w historii, kiedy nie można było mieć wątpliwości, że komuniści kłamią, a dysydenci mówią prawdę. Co więcej, opowiedzenie się po właściwej stronie nie kosztowało wiele i wiązało się najwyżej z utratą pracy. Ale Czesi nie skorzystali z tej okazji. Polakom się udało. Są historycy, którzy uważają, że Polska ukradła Czechom rewolucję, bo zrobiła dokładnie to, co powinni byli zrobić Czesi. W wielu kryzysowych momentach swojej historii Czesi rezygnowali ze swojej odpowiedzialności. Pojawia się pytanie, czy jako naród mamy prawo istnieć, skoro tracimy każdą okazję, aby wziąć sprawy w swoje ręce?
Ale Czechy nie zniknęły z map. Może bierność w przypadku małego kraju jest lepszą strategią na przetrwanie niż walka?
Być może. Ale problematyczne jest to, że jesteśmy bierni także w sytuacjach, gdy stawką nie jest przetrwanie. Dziś Czesi w ogóle nie chcą poruszać kwestii związanych z 1938 rokiem.
Dlaczego nakręcił pan film na temat, który nikogo nie obchodzi w pana kraju?
Jestem wściekły na głupi mit, który mówi, że nie walczyliśmy, bo nie wolno nam było walczyć. W tym micie zawiera się cały nonsens myślenia o naszej roli w historii. Jakbyśmy czekali, aż ktoś nam pozwoli mówić za samych siebie. Nie godzę się z tym, aby traktować ten mit jako prawdę. To absurd.
Pełna absurdu jest także pana nowa komedia. W “Zagubionych” najważniejszym świadkiem historii jest papuga. Nie pomyślał pan, aby spróbować opowiedzieć o 1938 w poważniejszym tonie?
Nie chciałem iść tą drogą. Powstały poważne książki na ten temat, ale nie pomogły one w ożywieniu dyskusji na ten temat. Film zaczyna się od scen czarno-białych, potem pojawia się papuga Édouarda Daladiera, a na końcu mamy fabułę, która udaje dokument. Myślę, że podejście do tego tematu z trzech różnych punktów widzenia jest zabawniejsze.
W tej sytuacji wszystko zakrawało na komedię absurdu. Nikt nie umarł, za to było dużo paplaniny, która nikogo nie obchodziła. W sprawę był zaangażowany parlament, ale na dobrą sprawę jego głos nie miał znaczenia. Gdybym napisał poważny scenariusz, mój film byłby śmieszny, ale w niezamierzony sposób.
Nie kusiło pana, żeby napisać alternatywną historię, w której Czesi stają do walki?
W tym celu musielibyśmy do Pragi sprowadzić Quentina Tarantino (śmiech). Ale to ciekawe, że wystarczy pomyśleć o scenie, w której czescy aktorzy musieliby trzymać karabiny maszynowe, aby uświadomić sobie, jak bardzo staliśmy się zakładnikami metki kraju miłującego pokój.
Jaki jest koszt tej metki?
Czesi nie biorą udziału w tym, co się dzieje. Ten scenariusz powtórzył się w przypadku rewolucji aksamitnej, która przyszła do nas z góry. Nie byliśmy częścią wielkiej historii, która się wydarzyła.
Czy to znaczy, że Czesi nie wychodzą dziś na ulice i nie protestują?
Czasami demonstrujemy w małych sprawach, ale mam obawy, że gdyby znowu przyszło nam zmierzyć się ze sprawami wielkie rangi, kolejny raz popełnilibyśmy ten sam błąd nieuczestniczenia we własnej historii.
Czy istnieją teraz sprawy, o które Czesi mogliby walczyć?
Obecnie najpoważniejsze decyzje dotyczące naszej przyszłości rozgrywają się w skali globalnej. Jednym z najpoważniejszych problemów jest nadmierne spalanie paliw kopalnych. Nie da się w prosty sposób ograniczyć emisji CO2, trzeba zmienić cały system i sposób funkcjonowania korporacji. Pod znakiem zapytania stoi przyszłość Stanów Zjednoczonych, które jako drugi Rzym mogą pociągnąć w dół inne kraje. Poważnym problemem jest też nadmierna migracja ludności. Aby uratować nasz świat przed upadkiem, być może będziemy musieli zmienić dotychczasowy styl życia. Aby do tego doszło, musimy mieć polityków, którzy będą umieli wyjaśnić ludziom wartości, w imię których warto będzie się poświęcić i zrezygnować z wygód, które dziś wydają nam się oczywiste.
Gdy mówi pan tak poważnie, zastanawiam się, dlaczego w swoich filmach zwykle trudne tematy obraca pan w żarty?
Nie wiem, czy jest w tym jakaś filozofia. W przypadku “Zagubionych” chciałem zrobić film o poważnych sprawach, ale tak, aby widz nie czuł się przygnieciony przez ciężki temat.
Czy ta strategia się sprawdziła?
„Zagubionych” obejrzało w Czechach około czterdziestu tysięcy ludzi. Liczyłem na więcej, największe hity mają tu oglądalność na poziomie trzystu tysięcy widzów. Wychodzi na to, że Czesi boją się trudnych tematów. Wydaje mi się, że część widowni nie odebrała dobrze humoru, a przecież ten film jest zabawny.
„Zagubionych” można także oglądać jako gorzką satyrę na temat czeskiego przemysłu filmowego. Pana bohaterowie udają, że robią czesko-francuską koprodukcję. Dlaczego?
Znałem kiedyś producenta ze Słowacji, który miał trzy telefony i udawał, że każdego używa do kontaktów z przedstawicielami trzech różnych krajów. W przemyśle filmowym, tak samo jak w polityce, jest dużo kłamstw. Najwięcej kłamało się pod koniec lat 90. i na początku nowego wieku, bo producenci mogli pobierać większy procent z całego budżetu. Ludzie dostawali dofinansowanie z różnych instytucji, a potem kupowali fałszywe faktury, żeby liczby się zgadzały. Szalone czasy, na szczęście to się zmieniło dzięki kontrolom.
Nakręcenie „Zagubionych” zajęło panu aż siedem lat. Dlaczego tak długo?
Po „Braciach Karamazow” napisałem scenariusz, którego nie zrealizowałem. Gdy zacząłem pracę nad „Zagubionymi”, pracowałem również nad innymi projektami m.in. dla HBO. Długo szukałem producenta. Kręcenie filmów stało się dla mnie bardziej skomplikowane, coraz mniej ufam swoim wyborom.
Dlaczego? Jest pan doświadczonym reżyserem, wiele pana filmów odniosło sukces.
Zacząłem zastanawiać się, po co w ogóle robić filmy. Szukanie właściwego tematu i formy zajmuje mi wieki. Nie mam już takiej łatwości koncentracji jak kiedyś.
To kwestia wieku?
Może to kwestia wieku, a może naszych czasów, w których jesteśmy atakowani większą ilością bodźców? Trudno jest mi po prostu usiąść, skupić się i zacząć pisać. Nie mam problemu z pracą na planie, ale pisanie rzadko przychodzi mi z łatwością.
Wie pan już, o czym będzie pana następny film?
To portret młodego terrorysty, który chce zabić Dicka Cheneya podczas wizyty w Czechosłowacji. Pomysł jest taki, aby pokazać terroryzm w miły sposób.
W miły sposób? To chyba jednak jest czeska przypadłość, że z każdego poważnego tematu robi się komedię.
Jestem na etapie trzeciego szkicu scenariusza, opartego na prawdziwych wydarzeniach. To będzie film o kimś, kto postanawia zrobić w życiu coś ważnego. Są sceny poważnych rozmów, ale jak to w Czechach bywa, nie brakuje w nich także żartów.
Rozmowę przeprowadził Łukasz Knap