Trwa ładowanie...
d2i6hl7
sky fighters
04-12-2006 18:08

Podniebny orgazm

d2i6hl7
d2i6hl7

Francuski „Top Gun”, tu miałbym wątpliwości, z drugiej strony jest to film, który powinien się podobać. Piszę powinien, gdyż nic wielkiego nas nie spotyka w trakcie powietrznych zmagań, choć przyznać trzeba, iż momentami nawet zapiera dech w piersiach.

Z kina nie wyszedłem zauroczony, olśniony, porażony, brak wielkich wizualnych doznań, choć zdjęciowo jest tu wiele artystycznego smaku. Zawrotne prędkości, dźwięk, który rozsadza uszy, ciągła zmiana kadrów. Wiele ciekawych, przemyślanych ujęć, jednak odczuwalna jest lekka niedoskonałość. Brakuje wykończenia, płyniemy w powietrzu i nagle spadamy.

Być może za sprawą historii opowiedzianej w międzyczasie, z pozoru ciekawej, interesującej, a jednak nieprzekonującej, nie doskonałej. Historii, która dopracowana, dopięta miałaby jeszcze ciekawszy efekt. Dwóch asów przestworzy, dwóch dobrych kumpli, którym nagle przydarza się wpadka, a może ktoś ich wrabia. Tak, czy inaczej wydaleni ze służby latają na byle czym, aby jednak latać. I nagle pojawia się szansa rehabilitacji, powrotu do łask...

Tego typu film rzecz jasna nie może obejść się bez pięknych kobiet i mamy dwie takie, dwie kuszące Amerykanki ze sterami... pędzących szerszeni. Dodatkowy wątek, który niby ma uatrakcyjnić ten film, ale na dobrą sprawę nie wiele z tego wynika. Każda z nich ma określone zadanie, w efekcie zostają wykonane, ale wychodzi to zbyt łatwo, zbyt prosto.

d2i6hl7

Nie ma w tym obrazie rysy drapieżności, nie ma dynamiki, choć są zawrotne prędkości, a jednak to za mało, to nie wystarcza. To nie to, to nie jest właściwy efekt, jakiego byśmy oczekiwali po tego typu filmie. A jednak zdjęcia nad Paryżem w pełnej prędkości mogę i powinny budzić podziw. Po „Taxi” jeżdżącym na nartach nikt by nie pomyślał, iż nagle zwiększy się prędkość, wzniesiemy się ku niebu, doznamy wielu, średnich i niezbyt pozytywnych, wrażeń. Być może Gérard Pirès jest z siebie zadowolony, ale dla mnie to za mało, aby uznać ten film za dzieło, jakim został okrzyknięty „Sky Fighters”.

Co na plus? Pewna, kobieca rola i mimo wszystko ciekawe aktorstwo dwóch głównych bohaterów. Widać, że panowie bardzo wczuli się w role, jednak to nie Tom Criuse i jego ekipa. „Sky Fighters” został w chmurach, stracił rytm, rywal go wyprzedził, zniknął z pola widzenia zmieniając położenie, by tuż za chwilę być na ogonie.

Pozostaje pewien niedosyt, pozostaje obojętność po wyjściu z kinowej sali. Film, jak wiele innych, nie zapadnie w naszą pamięć, nie będziemy do niego powracać, nie będziemy się nim delektować. Po krótkim czasie, zapomniany, przeminie. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na szalony pomysł, aby zrobić z czasem jego kontynuację, gdyż co ważne, brakuje wątku, który warto być może rozwinąć i pociągnąć.

A mogło być tak miło.

d2i6hl7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2i6hl7