Pogrzeb i ślub jednocześnie. Pokazali poruszającą ceremonię

Prowokacyjna, jak na polskie warunki historia, która uwodzi od pierwszego kadru. To film, który zawsze będzie aktualny. "Minghun" z główną rolą Marcina Dorocińskiego to niezwykła opowieść o śmierci, traumie i pogodzeniu się ze stratą.

"Minghun" z Marcinem Dorocińskim
"Minghun" z Marcinem Dorocińskim
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

27.09.2024 | aktual.: 27.09.2024 12:57

Jurek (Marcin Dorociński) już raz stracił bliską osobę. Jest profesorem, ma swoje życie zawodowe, ale jego uczucia kłębią się już tylko wokół ukochanej córki. Gdy kolejny raz traci kogoś bliskiego, może spaść w otchłań rozpaczy i mroku. Do jego mieszkania puka teść (Daxing Zhang), który proponuje przeprowadzenie starego chińskiego rytuału minghun, czyli tzw. zaślubin po śmierci. Pomysł dość makabryczny i w Polsce totalnie kontrowersyjny. Wszyscy wiedzą, jak wyglądają w naszym kraju pogrzeby i co im towarzyszy. By nie rozpaść się na kawałeczki, Jurek chwyta się myśli, że nikt tak do końca nie umiera. Film Jana P. Matuszyńskiego omija makabrę, efekciarstwo i pokazuje pięknie poruszającą, odważną opowieść o tym, jak człowiek radzi sobie ze stratą.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Śmierć potrafi być przerażająca, straszna, traumatyczna. Jest demokratyczna. Chwyci prędzej czy później każdego. W "Minghun" doświadcza Jurka dwukrotnie. Jak podnieść się, gdy traci się bliskich? Jak żyć dalej? Czy jest jakieś życie po śmierci? Według Jurka, przynajmniej na początku, nic nie ma. Razem z nim przechodzimy przez wszystkie etapy żałoby.

Ten niezwykły film pokazuje zwykłego faceta, który jest trochę jak Forrest Gump na ławeczce, który zabiera widzów - w tym wypadku - w smutną, poruszającą podróż, w której musi poradzić sobie z ogromną stratą. Ale to nie tak, że "Minghun" to przytłaczający, ciężki film, który plasuje się na długiej liście traumatycznych polskich produkcji pokazywanych w tym roku na festiwalu w Gdyni, które mają przeciągnąć człowieka jak po żwirze. Zdziwicie się, jak czuły, delikatny i momentami ironiczny jest to obraz. Scena, w której Jurek z teściem szukają odpowiedniego zmarłego chłopaka do rytuału i oglądając ciało młodego muzyka, słuchają jego kawałka disco polo? Genialne i przypominające klimat oscarowego "Parasite", gdzie poważny temat zderzony był z subtelnym humorem.

"Minghun"
"Minghun"© Materiały prasowe

Film Matuszyńskiego ("Ostatnia rodzina", "Król") powstał na podstawie fantastycznego scenariusza Grzegorza Łoszewskiego ("Komornik"). Jak przyznał Łoszewski w trakcie konferencji prasowej po seansie na festiwalu w Gdyni, wszystko zaczęło się od przeczytania parę lat temu notatki w zagranicznej prasie. Opisywała aresztowanie grupy Chińczyków, którzy szukali żony dla zmarłego syna. Chcieli przeprowadzić minghun. Okazało się, że to nieznany zwyczaj nawet dla wielu Chińczyków. - Wydawało mi się intrygujące to, że są ludzie, którzy wierzą w niekończące się szczęście, nawet po śmierci - powiedział Łoszewski.

"Minghun" jest o stracie, o duchowości, o żałobie, która niekoniecznie musi oznaczać pójście do kościoła, na cmentarz i stawianie zniczy. Pokazuje, że można też opłakiwać zmarłych w inny sposób i to też jest okej. Każdy odczyta tę produkcję jakoś inaczej. Daxing Zhang podczas konferencji w Gdyni wyznał, że w trakcie kręcenia filmu stracił brata, który zmarł na COVID. - Choć nie jestem religijny, poczułem coś. Zadzwoniłem do rodziny i potwierdziło się, że brat zmarł - powiedział.

"Minghun" ubrany jest w piękne zdjęcia Kacpra Fertacza. Miłośnicy polskiego wybrzeża z pewnością dostrzegą kilka ujęć kręconych w przepięknych gdańskich Górkach Zachodnich - film koprodukowany jest przez Gdański Fundusz Filmowy. Ale jest w tej produkcji dużo więcej wspaniałych kadrów, które największą siłę oddziaływania będą miały w kinach, nie na domowej kanapie.

"Minghun" walczy o Złote Lwy na 49. festiwalu filmowym w Gdyni. Film trafi do kin w Polsce 29 listopada tego roku.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o porażającym Colinie Farrellu w "Pingwinie", opowiadamy o prawdziwej żyle złota w kinie, ale uwaga; tylko dla widzów o mocnych nerwach! Przyznajemy się także do naszych "guilty pleasures", wiecie co to? Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)