Przekroczyć granicę
Dorota Kędzierzawska zabiera widza w fascynującą podróż, podążając za dziecięcymi tęsknotami i marzeniami.
Kiedy przed seansem zapoznacie się z fabułą „Jutro będzie lepiej”, zobaczycie że skojarzenia z filmem Macieja Dejczera nasuną się Wam same. Historia przedstawiona w najnowszej produkcji Doroty Kędzierzawskiej również oparta jest na wydarzeniach autentycznych.
Tak, jak w „300 mil do nieba” bohaterami filmu są dzieci, które podejmują morderczą, jak na swoje możliwości, wyprawę w nieznane. Bracia Pietia i Wiaśka oraz ich kolega Liapa żyją z dnia na dzień, na którymś z rosyjskich dworców. Pewnego dnia, najstarszy z nich Liapa, obmyśla plan. Cała trójka wyrusza w długą drogę. Jej cel poznajemy w toku wyprawy – chłopcy postanawiają przedostać się przez zieloną granicę do Polski. Tam ich zdaniem, czeka na nich tytułowe lepsze jutro. Podobnie, jak w „300 mil do nieba” mamy do czynienia z motywem ucieczki małych bohaterów w pogoni za lepszym życiem. Jednak na tym podobieństwa właściwie się kończą.
Mimo, że sytuacja wyjściowa jest dość dramatyczna - dzieci są bezdomne, osierocone i pozostawione na pastwę losu, to opowiedziana nam historia nie ma nic wspólnego z niepokojący, chwytającym za serce depresyjnym dramatem. „Jutro będzie lepiej” to wbrew pozorom naprawdę pogodna opowieść.
Ogromna zasługa w tym przede wszystkim odtwórców głównych ról. Młodziutcy debiutanci wywiązali się z powierzonego im zadania wprost fantastycznie. Dzieciaki są niesamowicie naturalne. Dzięki nim film ogląda się lekko i z ogromnym, niesłabnącym ani na chwilę, zainteresowaniem. Na szczególne brawa zasługuje bezapelacyjnie kreacja najmłodszego bohatera, w którego wcielił się uroczy i wiecznie roześmiany Oleg Ryba. To z całą pewnością wielki-mały debiut.
„Jutro będzie lepiej” to klasyczne kino drogi. Reżyserka stosuje najprostszy rodzaj narracji, dzięki czemu jej obraz po prostu leniwie płynie. Chłopcy idą przed siebie, spotykając na swojej drodze kolejnych ludzi, z którymi nie wchodzą w głębsze relacje. Bogatsi w nowe doświadczenia odchodzą, zmierzając ku wyznaczonemu wcześniej celowi. Kamera skupia się na nich, ich uczuciach i pragnieniach.
Na zakończenie należy koniecznie wspomnieć, że poza młodziutkimi aktorami, w filmie Kędzierzawskiej, pojawił się ktoś, kto ma już za sobą pewne doświadczenie filmowe, jednak tutaj tak naprawdę zadebiutował w pełni. Mowa oczywiście o Stanisławie Soyce, który udowodnił, że powinien częściej uczestniczyć w tego typu przedsięwzięciach.