Śmierć królika
Gdy Lawrence Bender, producent „Wściekłych psów”, dostał pierwszy szkic „Pulp Fiction” od razu zachwycił się pomysłem. Był świeżo pod wrażeniem sukcesu pierwszego filmu Tarantino i chciał dalej z nim pracować.
Z reżyserem spisał wstępny kontrakt na kawiarnianej serwetce i wziął się do roboty. Szeptał komu trzeba o nowym projekcie Quentina, uwodził nim kolejnych aktorów, ale droga do realizacji dziwnie się wydłużała. Świeżo upieczonej reżyserskiej gwieździe... nie chciało się bowiem od razu pisać kolejnego scenariusza.
Bender zainwestował więc w rozwój projektu blisko milion dolarów i liczył, że ten wydatek będzie wystarczającym naciskiem na Tarantino. Nic z tego. Wspomniana już Linda wzięła więc sprawy w swoje ręce i zaproponowała, aby Quentin zamieszkał u niej, gdzie mógłby w spokoju pisać. Akurat miała w planach wyjazd i bardzo jej zależało, aby ktoś zaopiekował się jej królikiem, Honey Bunny. Tarantino odmówił. Po kilku dniach samotności Honey Bunny zdechła, a reżyser w hołdzie króliczkowi nazwał jej imieniem bohaterkę granę w filmie przez Amandę Plummer.