Russ Meyer: 9. rocznica śmierci króla wielkich biustów
18.09.2013 | aktual.: 22.03.2017 17:38
Nazywano go „Fellinim przemysłu seksualnego”, „ojcem chrzestnym softcore’u” i „Johnem Steinbeckiem kina drive-in”. Do historii przeszedł jako wybitny operator wojenny i człowiek, który odmienił oblicze filmowej erotyki, przy okazji do końca pozostając artystą niezależnym.
Nazywano go „Fellinim przemysłu seksualnego” i „Johnem Steinbeckiem kina drive-in”. Do historii przeszedł jako wybitny operator wojenny i człowiek, który odmienił oblicze filmowej erotyki, przy okazji do końca pozostając artystą niezależnym.
Właśnie mija 9. rocznica śmierci Russa Meyera* – najbardziej kultowego reżysera* w historii kina Stanów Zjednoczonych. Z tej okazji przypominamy sylwetkę filmowca, na dźwięk imienia którego konserwatywna część amerykańskich polityków dostawała szału.
Kim był człowiek, który świetnie zapowiadającą się karierę operatora poświęcił na rzecz kręcenia wywrotowych filmów pełnych seksu, przemocy, zepsucia i bajecznie pięknych kobiet o wielkich biustach?
Był karmiony piersią do trzeciego roku życia
Przyszedł na świat 21 marca 1922 roku jako syn policjanta i pielęgniarki. Rodzina mieszkała w kalifornijskim San Leandro. Krótko po urodzeniu dziecka, rodzice chłopca rozstali się, a mały Russell do końca życia praktycznie nie miał kontaktu z ojcem.
Wychowaniem zajęła się nadopiekuńcza i niestabilna psychicznie matka. Jedna z pogłosek na temat życia Meyera mówi, że był karmiony piersią do trzeciego roku życia.
W tym fakcie niektórzy upatrują jego obsesji na punkcie wielkich biustów, które kilkadziesiąt lat później miały stać się znakiem rozpoznawczym jego filmów i wyznacznikiem autorskiego stylu.
Zastawiła dla niego pierścionek
Choć życie u boku niezrównoważonej, wielokrotnie zamężnej matki, zmieniającej ciągle miejsce pracy i zamieszkania nie było łatwe, szczególnie dla dorastającego nastolatka, to właśnie dzięki pani Meyer przyszły reżyser rozpoczął przygodę z kinem.
Kiedy Russell miał 14 lat, dostał nieoczekiwany prezent. Była nim kamera 8 mm, którą jego matka kupiła za zastawiony w lombardzie pierścionek ślubny.
Rok później chłopak zadebiutował swoim pierwszym filmem, za który dostał nagrodę w szkolnym konkursie.
Genialny operator wojenny
Podobnie jak setki innych amerykańskich chłopaków zwabionych propagandowymi ogłoszeniami, 22-letni Meyer zaciągnął się do wojska, gdzie jako operator kamery do końca drugiej wojny światowej dokumentował koszarowe życie i zmagania Trzeciej Armii generała Pattona.
W krótkim czasie młody operator zyskał sławę i uznanie przełożonych, a jego materiały z tamtego okresu do dziś omawiane są na szkolnych zajęciach i stanowią wzór wojennego reportażu.
Wśród nich znalazło się oczywiście słynne lądowanie Amerykanów na plaży w Normandii. Inne trafiły do kronik filmowych, a nawet zostały wykorzystane z biografii „Patton” w reżyserii Franklina J. Schaffnera z 1970 roku.
Stworzył swój własny styl
Jako reżyser długiego metrażu, Meyer zadebiutował dopiero pod koniec lat 50. Do tego czasu pracował jako fotograf, m.in. dla Playboya czy Gianta. Dzięki tym zleceniom udało mu się bliżej poznać rodzący się amerykański biznes erotyczny.
Filmowiec zadebiutował w 1959 roku lekką komedią erotyczną z gatunku filmów o nudystach pt.* „The Immoral Mr. Teas”.* Obraz, który kosztował 24 tys. dolarów, zarobił ponad milion, co jak na produkcję zupełnie niezależną było kolosalnym sukcesem.
W kolejnych filmach z tego okresu widać krystalizowanie się stylu reżyserskiego. W produkcjach Meyera ostry, szybki montaż miesza się przerysowaną, ocierającą się o parodię seksualnością i wybuchami przemocy, skierowanej często przeciwko mężczyznom.
Piękne i niebezpieczne
Historycy kina podkreślają, że Meyer do prymitywnej formuły exploitation dołożył fabułę, przy okazji wzbogacając swoje scenariusze o kontrkulturową wymowę, wymierzoną w klasę średnią i jej patriarchalny system wartości.
Bohaterkami najbardziej znanych filmów Meyera – m.in. „Szybciej koteczku! Zabij! Zabij!”, „Lisica” czy „Lorna” – są kobiety silne, niezależne, wykorzystujące mężczyzn, a nawet nie wahające się ich zabić.
W latach 60. było to swoiste novum, zwłaszcza że w większości przypadków aktorkom przypisywano role kobiet często całkowicie zależnych od mężczyzn.
Do najsłynniejszych heroin, jakie zaludniały filmy Meyera, należały m.in. Lori Williams, Uschi Digard, Lorna Maitland oraz zmarła w styczniu 2011 roku legendarna Tura Satana.
Nigdy nie przekroczył granicy
Russ Meyer był z całą pewnością jednym z najbardziej konsekwentnych twórców amerykańskiego kina. Nawet kiedy zainteresowały się nim grube ryby z Hollywood, potrafił zachować artystyczną wolność i niezależność. Nie tylko reżyserował, ale pisał scenariusze, był operatorem i montażystą.
Choć z dzisiejszego punktu widzenia jego filmy nie mają nic wspólnego z ostrą erotyką, nie wspominając o pornografii, to obrazy, w których istotną rolę odgrywały piękne, biuściaste dziewczyny, były notorycznie oprotestowywane przez organizacje stojące na straży moralności.
Mimo że Meyer nigdy nie przekroczył cienkiej granicy oddzielającej niewinne softerotyczne igraszki od porno, w jego filmach znalazły się wywrotowe sceny seksu lesbijskiego, orgii czy odurzania.
Emerytura, Alzheimer i testament
System kręcenia stosowany przez Meyera – z pieniędzy zarobionych na filmach kręcił następne – w ciągu 20 lat sprawił, że reżyser dorobił się wielomilionowej fortuny, która umożliwiła my na początku lat 80. udanie się na spokojną emeryturę.
Ostatni film, „Beneath the Valley of the Ultra-Vixens”, zrealizował w 1979 roku. Potem Meyer zajął się pisaniem swojej biografii zatytułowanej „A Clean Breast”.
W połowie lat 90. filmowiec zaczął cierpieć na kłopoty z pamięcią, które później okazały się być symptomami choroby Alzheimera. Zmarł w 2004 roku w swoim domu na Wzgórzach Hollywood. Z racji braku spadkobierców swój majątek przekazał fundacji zajmującej się badaniami nad rakiem. (gk/mf)