Shannon Lee skrytykowała film Tarantino. Ma zastrzeżenia co do portretu jej ojca
W mediach pojawia się coraz więcej opinii na temat najnowszego filmu Quentina Tarantino. Shannon Lee miała już okazję go zobaczyć i ma zastrzeżenia co do filmowego portretu jej ojca. - Został przedstawiony jako arogancki dupek i narwaniec - stwierdziła w najnowszym wywiadzie.
31.07.2019 | aktual.: 01.08.2019 21:51
Najnowsza produkcja Quentina Tarantino wzbudza gorącą dyskusję. Jednym z wątków, jakie zajmują obecnie media, jest sposób przedstawienia w filmie Bruce'a Lee. W legendę kina wcielił się 35-letni Mike Moh. Aktor dał się poznać szerokiej publiczności dzięki roli Ryu w miniserialu "Street Fighter".
Nie wszystkim jednak spodobało się to, jak sportretowano gwiazdora kina sztuk walki. Sporo do zarzucenia Tarantino ma jego córka, Shannon Lee.
- Bruce Lee został przedstawiony jako arogancki dupek i narwaniec, a nie ktoś, kto musiał walczyć trzykrotnie ciężej od wszystkich ludzi, by osiągnąć to, do czego wielu miało naturalny talent. To było naprawdę nieprzyjemnie doświadczenie - siedzieć w sali kinowej i słuchać, jak ludzie śmieją się z mojego ojca – powiedziała w rozmowie z magazynem "The Wrap".
Córka aktora ma najwięcej zastrzeżeń do sceny, w której filmowy Lee wyzywa na pojedynek kaskadera Clinta Bootha (w tej roli Brad Pitt). Twierdzi, że jej ojciec się tak nie zachowywał i wręcz unikał pojedynków z osobami, które nie były wyszkolone w sztukach walki.
Przedstawienie legendarnego aktora w ten sposób jej zdaniem zakrawa o karykaturę. Shannon Lee bardzo zależy na kultywowaniu pamięci o jej ojcu. Sama działa na tym polu m.in. poprzez Fundację Bruce'a Lee. - Zależy mi, żeby pokazać, jak Bruce Lee żył i kim był naprawdę. Tutaj cała moja praca została spuszczona w toalecie, a mojego ojca pokazano jako arogancki worek treningowy – dodała w wywiadzie.
Lee zdaje sobie jednak sprawę, że filmowy portret jej ojca został osadzony w pewnej określonej konwencji, charakterystycznej dla twórczości Tarantino. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż ma wiele zastrzeżeń co do efektu prac reżysera.
- Mogę zrozumieć wszystkie powody stojące za takim przedstawieniem go w tym filmie. Rozumiem, że dwie główne postacie to antybohaterowie, a całość to nieskrępowana niczym fantazja na temat tego, co mogłoby się stać. W filmie przedstawiono okres pełen rasizmu i wykluczenia. Rozumiem, że chcieli pokazać postać Brada Pitta jako super twardego zabijakę, który może pokonać Bruce'a Lee. Ale nie musieli traktować go tak, jak robiło to białe Hollywood, gdy jeszcze żył - podsumowała na łamach "The Wrap".
Przypomnijmy, że "Pewnego razu… w Hollywood" zbiera entuzjastyczne recenzje i w mig stał się hitem box office w Stanach. W ciągu trzech pierwszych dni wyświetlania zarobił w amerykańskich kinach 40,3 mln dol. Kwota, jaką zarobi, będzie zdecydowanie wyższa, gdy na dobre zagości na ekranach kin na całym świecie.
Film Tarantino wzbudzał sporo emocji jeszcze przed premierą. Początkowo sporo zastrzeżeń co do sposobu opowiedzenia historii Sharon Tate, miała siostra aktorki, Debra. Ostatecznie udało im się dojść do porozumienia. Po seansie filmu nie kryła w rozmowie z "Vanity Fair", że produkcja, a przede wszystkim kreacja Margot Robbie bardzo ją wzruszyła.