Sharon Stone postawiła studiu ultimatum. Musiała sama zapłacić znanemu aktorowi
Coraz głośniej mówi się o dysproporcjach w zarobkach kobiet i mężczyzn w Hollywood. Dziś Leonardo DiCaprio za każdą rolę inkasuje dziesiątki milionów dolarów, a kiedyś jego pensja była... potrącana z wynagrodzenia Sharon Stone. Aktorce tak bardzo zależało na jego angażu.
Zanim Leonardo DiCaprio zagrał w "Titanicu" i usłyszał o nim świat, przez kilka lat nie mógł przebić się do pierwszej ligi w Hollywood. Powoli zaczęło się to zmieniać w 1993 r., gdy brawurowo zagrał chorego umysłowo Arniego w filmie "Co gryzie Gilberta Grape'a?", za co dostał swoją pierwszą nominację do Oscara.
Sharon Stone do tego stopnia zachwyciła się tym filmem, że chciała pracować z młodym aktorem przy kolejnej swojej produkcji. Gdy zbierano ekipę westernu "Szybcy i martwi" z 1995 r., w którym Stone obsadzono w głównej roli, aktorka postawiła studiu filmowemu ultimatum.
"Tylko Leonardo DiCaprio sprawdził się na castingu. Był jedynym, który wszedł i zaczął płakać, błagając ojca o miłość, gdy umierał" - wspominała Sharon w swojej książce, nalegając na angaż aktora.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak wyglądała gala Top Seriale 2025! To już trzecia edycja plebiscytu Wirtualnej Polski
Przedstawiciele studia TriStar Pictures, należącego do wytwórni Columbia Pictures, stwierdzili, że aktorka "strzeliła sobie w stopę". Nie byli przekonani do angażu szerzej nieznanego DiCaprio, a tym bardziej nie chcieli, aby gwiazda narzucała im warunki. Postanowili nie być dłużni i również złożyli Sharon Stone propozycję nie do odrzucenia.
"Studio powiedziało, że skoro tak bardzo mi na nim zależy, to mogę zapłacić mu ze swojej pensji. Więc tak zrobiłam" - wyznała aktorka.
Leonardo DiCaprio po latach odniósł się do sprawy. - Dziękowałem jej wielokrotnie. Była wielką mistrzynią kina i dawała możliwości innym aktorom, za co jestem jej bardzo wdzięczny - powiedział w rozmowie z E! News.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.