Show must go on
*“Igrzyska śmierci” to kolejna po “Zmierzchu” ekranowa adaptacja młodzieżowego bestsellera. W przypadku generującej nastoletnią histerię sagi o wampirach można było odnieść wrażenie, że niechcący życie zostało wyssane także z papierowych postaci, i bladego, anemicznego scenariusza. „Igrzyska...” nie powtarzają błędów wielkiego poprzednika. Zamiast parady kartonowych kukiełek Gary Ross serwuje widzom krew, pot i łzy. Dwie godziny z okładem mijają jak z bicza strzelił, a widz zostaje po seansie z myślą idealnie pasującą do planów realizacji kolejnych części trylogii - „chcę więcej!”.*
Siwiejący już Ross nie miał ogromnego reżyserskiego dorobku, kiedy stawał do walki o posadę, ale stały za im dwa mocne tytuły. W „Miasteczku Pleasantville” wykreował fantastyczny, a jednak mocno osadzony w realiach świat. „Niepokonany Seabisquit” (2003) dowiódł jego emocjonalnego instynktu. Takiej mieszanki szukało studio. Na rozmowę z producentem Ross przyszedł wyposażony w storyboardy i wideo, na którym zaaferowane dzieci opowiadają, dlaczego tak bardzo uwielbiają książkę Suzanne Collins. I dostał pracę. „Po tym pokazie niezwykłego zrozumienia dla tekstu i ogromnej wrażliwości, nie mieliśmy wątpliwości, że Gary to idealny kandydat” mówi Alli Shearmur, szefowa produkcji wytwórni Lionsgate. Na ten wybór miało też wpływ scenopisarskie doświadczenie Rossa, autora scenariusza do m.in. „Dużego” (1988) z Tomem Hanksem.
Producenci czuli, że Ross będzie potrafił zaangażować widza w przeżycia bohaterów.
I tak się stało. Jennifer Lawrence (22-latka z nominacją do Oscara za „Do szpiku kości”) po prostu staje się Katniss Everdeen. Każdy jej ruch, rzucone chyłkiem spojrzenie, tembr głosu, a przede wszystkim doskonała gra ciałem tchnie życie w książkowy pierwowzór. Żegnaj, wojownicza księżniczko Xeno! W interpretacji Lawrence wojownicza Katniss jest postacią tak mocną, że blado wypadają przy niej jej słabsi warsztatowo partnerzy. Przemykający gdzieś na drugim planie Gale (Liam Hemsworth) nie ma poza kilkoma linijkami za dużo do grania, ale Peeta Mellark (Josh Hutcherson) na tle magnetycznej, kobiecej bohaterki przypomina po prostu młodszego kolegę ze szkoły, nie równorzędnego zawodnika i pretendenta do serca dziewczyny.
Można byłoby się troszkę „poczepiać” - że 12 dystrykt, z którego pochodzą główni bohaterowie, jest jak na sugestie literackiego pierwowzoru zbyt czysty, a kolor włosów Katniss przypomina odcień z reklamy farby koloryzującej... ale „Igrzyska...” tak wciągają, że o tych kilku drobnych obiekcjach widz bardzo szybko zapomina. Poza pewną nijakością Hemswortha i Hutchersona film to istna parada doskonałych drugoplanowych postaci. Niebieskowłosy i kryształowozębny Caesar Flickman (Stanley Tucci), naiwna acz okrutna Effie Trinket (Elizabeth Banks), chłodny dostojny prezydent Snow (Donald Sutherland) czy androgeniczny, ciepły Cinna (Lenny Kravitz) tkają kalejdoskopowe, fascynujące tło dla losów Katniss i Peety.
Oprócz świetnie, żywo opowiedzianej historii, Ross daje widzowi genialne stylizacje, które wynoszą „Igrzyska...” o kolejne oczko wyżej. Scenografia, kostiumy, charakteryzacja tworzą spektakularne, fantazyjne, ale nie oderwane od rzeczywistości opakowanie dla historii. Dodają futurystyczny smaczek, ale nie robią z „Igrzysk...” kostiumowej bajki. Kamera Toma Sterna (stały operator Clinta Eastwooda) rezygnuje ze statycznych, ilustracyjnych ujęć, elastycznie wciela się w kolejne sytuacje, dopasowując do ich charakteru swoja pracę. Niekiedy migotliwy i intymnie bliski, kiedy indziej epicki, klasyczny obraz dopełnia tę starannie skomponowaną wizualna układankę.
Dla wielu „Igrzyska śmierci” to tylko bajka dla trochę starszych nastolatków. Jednak tej produkcji powinni dać szansę też ci, którzy czasy licealne mają dawno za sobą. Poza niekwestionowaną wartością rozrywkową, film Rossa ma też bowiem intrygujący wymiar krytyczny. Struktura filmowych igrzysk – które są transmitowane na żywo - sprawia, że widz ogląda właściwie „film w filmie”. To doświadczenie nasuwa na myśl reality shows czy kino interaktywne. Ten zabieg pozwala inaczej spojrzeć na poszczególne zachowania bohaterów, a także interpretować „Igrzyska...” jako namysł nad przekształceniami rzeczywistości funkcjonującej w medialnym kieracie, nad skutkami drastycznej interpretacji idei społeczeństwa lasowego, bezwzględnego kapitalizmu, wymagań rynku... „Igrzyska...” opowiadają o losach bohaterki, która chce pozostać wierna swojemu sercu w świecie, gdzie wartości moralno-etyczne dawno wyparł pieniądz i status. I może, dzięki para-fantastycznemu
fabularnemu kostiumowi i szkatułkowej konstrukcji Rossowi udaje się tę walkę przedstawić nie jako patetyczne przepychanki fikcyjnych bohaterów, ale fantastyczny, prawdziwy i poruszający spektakl.