Śmiech na sali
Bohaterem Daredevila jest Matt Murdock, młody prawnik, który w dzieciństwie uległ wypadkowi i stracił wzrok. Jednocześnie jego pozostałe zmysły wyostrzyły się tworząc coś w rodzaju cudownego zmysłu pozwalającego Mattowi słyszeć najdrobniejsze dźwięki otoczenia, czy czuć najsłabsze nawet zapachy, co uczyniło z niego człowieka o nadludzkich właściwościach. Swój dar Murdock postanowił wykorzystać dla dobra innych. Przebrany w czerwony kostium co noc przemierza ulice Nowego JorkuNowego Jorku wymierzając sprawiedliwość wszelkim złoczyńcom, których nie spotkała zasłużona kara w sądzie.
Daredevil jest obok Supermana, Batmana, czy Spider-Mana jednym z najpopularniejszych amerykańskich bohaterów komiksowych. Po raz pierwszy pojawił się w roku 1940 na łamach magazynu Silver Streak Comics, a rok później doczekał się już oddzielnej serii zatytułowanej Daredevil Comics. Wtedy Daredevil nazywał się w rzeczywistości Bart Hill, chodził ubrany w czerwono-niebieski kostium, a w walce używał m.in. bumerangu.
Postać ta zakończyła swoją 'karierę' w roku 1956, kiedy zaprzestano wydawać Daredevil Comics.
Bohater do łask powrócił w roku 1964, kiedy Stan Lee i Bill Everett powołali do życia Matta Murdocka - Daredevila, którego dziś zna cały świat.
Albumy opowiadającego o przygodach Daredevila wydawane były ze zmiennym powodzeniem aż do połowy lat 80. ubiegłego wieku, do czasu, kiedy postacią zajął się Frank Miller - komiksowy geniusz, który uczynił z serii jeden z najbardziej wartościowych tytułów wydawnictwa Marvel. Miller dodał serii realizmu, uczynił ja bardziej mroczną i wprowadził wiele postaci, z których najpopularniejszą jest oczywiście Elektra (doczeka się niebawem osobnego filmu).
Mark Steven Johnson, reżyser i scenarzysta opisywanego filmu, miał do dyspozycji naprawdę ciekawy materiał, który mógł zaowocować obrazem na miarę Spider-Mana, czy burtonowskiego "Batmana". Niestety, w ogóle nie wykorzystał potencjału drzemiącego w opowiadanej historii ani w występujących w niej postaciach.
Dialogów w filmie nie ma zbyt wiele, a większość z nich składa się z banalnych tekstów w stylu: zabiłeś dwie osoby które kochałem, albo jesteśmy po to, aby pomagać innym. Śmiech na sali - dosłownie.
Co gorsza Johnson w ogóle nie zadał sobie trudu aby w jakiś rozsądny sposób przedstawić bohaterów filmu. Wszyscy są jednowymiarowi, papierowi i sztuczni. Wyjątkiem jest tylko Bullseye - Dziesiątka, ale on broni się dzięki niezłej grze Colina Farrella, który - sądząc ze swobody z jaką zagrał postać - miał niezły ubaw na planie.
Niewiele lepiej film prezentuje się od strony wizualnej. Poszczególne sceny są kalkami z wcześniejszych komiksowych produkcji (szczególnie ze Spider-Mana), ew. zagrań znanych doskonale z Matrixa. Co gorsza wszelkie walki, pościgi i potyczki zostały sfilmowane i zmontowane w tak toporny sposób, że ich oglądanie po pewnym czasie zaczyna męczyć. Zabrakło w Daredevilu lekkości jaką charakteryzował się Spider-Man. Tutaj wszystko jest jakieś toporne, wymuszone, pozbawione wdzięku.
Wiele scen jest w ogóle niepotrzebnych. Johnson lubuje się np. w przedstawianiu swojego bohatera na tle Nowego Jorku. I fajnie, tylko dlaczego tego rodzaju 'landszafty' serwuje nam kilkanaście razy w ciągu całego filmu?
Nie mogę wybaczyć również Johnsonowi tego, że kazał Dardevilowi złamać jedną z podstawowych zasad, której bohater był zawsze wierny. Na samym początku filmu jesteśmy świadkiem, jak Murdock pozwala zginąć jednemu ze swoich adwersarzy, a przecież każdy miłośnik komiksowej serii wie, że Daredevil (z jednym wyjątkiem) nie zabijał swoich przeciwników.
Szczerze odradzam oglądanie Daredevila nawet na wideo. Jestem fanem komiksów, łykam z reguły wszystkie filmy na ich podstawie, ale oglądając Daredevila modliłem się o szybki koniec.