Wyznanie Marty Kaczyńskiej
Marta Kaczyńska, córka zmarłej tragicznie prezydenckiej pary, wyznała ostatnio, że stoi przed bardzo trudną decyzją. Niebawem na ekrany ma wejść „Smoleńsk” opowiadający o katastrofie samolotu, w której jej rodzice stracili życie.
Kaczyńska nie kryje, że wciąż się waha, czy powinna zabrać na seans swoje córki, Ewę i Martynę. Przyznaje, że nie wie, czy dziewczynki są – i czy kiedykolwiek będą – gotowe na to, by obejrzeć ten, wzbudzający od samego początku ogromne kontrowersje, film.
href="http://film.wp.pl/smolensk-film-o-rodzinnej-tragedii-6025224832824449g">CZYTADAJ DALEJ >>>CZYTADAJ DALEJ >>>
Rodzinna tragedia
Marta Kaczyńska każdą rocznicę katastrofy smoleńskiej spędza w Krakowie, odwiedzając groby swoich bliskich.
Dla niej i jej córek jest to bardzo bolesne doświadczenie - dziewczynki miały bowiem bardzo dobry kontakt z dziadkami.
* - Ewa, podobnie jak ja na początku, nie potrafiła uwierzyć– opowiadała Kaczyńska. *- Później powiedziała mi, że uświadomiła sobie, że babcia i dziadek nie żyją, dopiero wtedy, gdy zobaczyła trumny. Martynka jeszcze długo nie rozumiała, co się wydarzyło. Wiele tygodni po katastrofie, widząc na niebie samolot, mówiła, że to na pewno lecą dziadkowie.
Inicjatywa społeczna
Marta Kaczyńska była jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się o planach powstania filmu. Od samego początku z ogromnym zainteresowaniem śledziła prace nad nim i była zbulwersowana, że PISF nie zdecydował się wesprzeć projektu Antoniego Krauzego.
- Film „Smoleńsk” negatywnie oceniony przez ekspertów Instytutu. Podzielam ich opinię na temat jakości artystycznej scenariusza – napisała na Twitterze Agnieszka Odorowicz.
Dlatego tak niezbędne było wsparcie od ludzi i instytucji – „Smoleńsk” powstał z inicjatywy społecznej. Większa część budżetu pochodzi z prywatnych źródeł. Darczyńcy zostaną w napisach wymienieni jako współproducenci oraz mają zagwarantowane udziały w zyskach.
Przesunięta premiera
Premierę zaplanowano na 15 kwietnia, ale w mediach pojawiła się informacja, że pokaz filmu ponownie przesunięto.
- Ze względu na dobro filmu zmuszeni jesteśmy przesunąć datę premiery. Z uwagi na trudności przy realizacji filmu i stopień technologicznego skomplikowania, dodatkowy czas jest niezbędny, by przedstawić widzom w pełni ukończone dzieło – napisał producent filmu, Maciej Pawlicki (na zdjęciu).
Podobno twórcy wciąż dodają i usuwają kolejne sceny. Informator "Na żywo" mówi, że jeden z usuniętych wątków miał dotyczyć córki prezydenta.
- Był taki plan, że pojawi się bohaterka grająca Martę Kaczyńską, ale potem zrezygnowano z tej postaci – twierdzi źródło tygodnika.
Złe efekty specjalne?
W Telewizji Republika sam reżyser twierdził, że premiera została opóźniona ze względu na niesatysfakcjonujące efekty specjalne.
– Zawinili ludzie, którzy robili efekty specjalne – mówił Antoni Krauze. - Film powstał i poza efektami specjalnymi jest gotowy. Liczę, że uda nam się wyjść z tych kłopotów, niezawinionych przeze mnie. Ja robiłem wszystko, co mogłem. Tyle było przeciwności podczas tworzenia tego filmu, że myślałem, że już nigdy nie powstanie. Jest mi żal, że znów przełożyło się to na kłopoty i pomówienia.
''To nie tak było''
Zarówno reżyser, jak i producent zaprzeczają, że przesunięcie premiery ma związek z niezadowoleniem z seansu Jarosława Kaczyńskiego.
Na Twitterze dziennikarza TVN Szymona Jadczaka pojawiła się informacja, jakoby Jarosław Kaczyński wyszedł z seansu „Smoleńska” w połowie, mrucząc pod nosem: "To nie tak było".
–To kompletna bzdura – twierdził Maciej Pawlicki, dodając, że Kaczyński nie miał nawet możliwości wcześniejszego obejrzenia filmu.
W sieci wciąż jednak pojawiają się nowe doniesienia na ten temat. W jednej z publikacji można przeczytać, że słowa „to nie tak było” odnosiły się, nie do konkretnej sceny, lecz całego filmu (więcej tutaj).
Bojkot ''Smoleńska''
Nie da się jednak ukryć, że premiera „Smoleńska” wzbudza ogromne emocje. O filmie negatywnie wypowiadają się ludzie z branży. Spora grupa aktorów „bojkotowała” film.
* - Każdy uczciwy aktor, odrobinę myślący, powinien odmówić. Ja bym oczywiście odmówił, gdyby mnie zaproszono do zagrania*- powiedział w "Kropce na i" Daniel Olbrychski.
Zgodził się z nim Marian Opania, który odrzucił zaproponowaną mu rolę Lecha Kaczyńskiego.
* - Taką propozycję miałem, ale z racji swoich zapatrywań polityczno¬społecznych odmówiłem* – tłumaczył w "Super Expressie".
Do projektu negatywnie nastawiony był też Krzysztof Krauze, który twierdził, że „Smoleńsk” „powstanie po to, żeby wydać wyrok, żeby oskarżyć”.
- Jak znam Antoniego i jego temperament, to nie będzie przebierał w słowach – mówił Krauze. - Jestem przekonany, że ton tego filmu będzie indoktrynujący. Obawiam się, że w takich emocjach "Smoleńsk" niczego nie rozjaśni, tylko zaciemni; że to kolejny etap sakralizacji Smoleńska – dodawał.