Spacer z szeregiem pytań bez odpowiedzi
Brakuje dobrych słów, aby w równie dobry sposób mówić o tym filmie. Brakuje słów, aby wyrazić moją bezradność, gdy przychodzi zmierzyć się z produkcją, która nic nie wniosła w moje życie.
04.12.2006 18:08
Chyląc czoła przed dokonaniami pana Leona Niemczyka trudno mi zrozumieć, dlaczego zgodził się na taką, kpiącą z jego życia, opowieść. Na dobrą sprawę nie wiem, co było powodem wcielenia w życie pomysłu pod nazwą „Po sezonie”. Czyżby sezon na dobre, polskie kino już dawno przeminął i polski widz skazany jest na takie domowe chałturki?
Oglądając film nie było mi ani do śmiechu, ani do płaczu. Czułem się dziwnie i nadal tak się czuję. Starzec ośmieszający się w oczach kobiet, pomimo podeszłego wieku, wciąż jurny i wciąż głupi. I one trzy, oderwane od świata, na dalekiej prowincji, nagle zobaczyły w nim Boga. Tylko, jaki z tego morał? Tak, jest problem jednej z bohaterek, trudny i osobisty, ale ten w całokształcie schodzi na dalszy plan.
Czytałem i słyszałem słowa zachwytu na temat filmu „Po sezonie”, ale były to chyba brawa na wyrost. Bo i gra prowincjonalna i scenariusz też nie tęgi, a za scenografię służy posiadłość reżysera, więc o koszty nie trzeba się martwić. W związku z tym... można iść przez pole, można iść w las, można się zaszyć, aby ponownie przemyśleć temat i zastanowić się, dla kogo ja zrobiłem ten film? Co skłoniło reżysera z bogatym dorobkiem, kilkoma naprawdę dużymi tytułami, aby pokusić się o taki temat?
To, co zobaczyłem pokazuje utalentowanego aktora w bardzo krzywym, rzekłbym, pękniętym zwierciadle. Obnaża go, odkrywa wszystkie jego słabości, sprawia, że staje się nagi, ugodzony do żywego. Powiem bardziej dosadnie, ten film go obraża.
Choć jeśli zgodził się w nim zagrać, to może tak nie jest, gdyż w tym wieku można chyba pozwolić sobie na wszystko, jednak, czy na pewno? I czy warto wystawić się na pośmiewisko? I czy reżyser tak naprawdę jest zadowolony ze swego przedsięwzięcia?
Wiele tu pytań, które zapewne pozostaną bez odpowiedzi, ale inaczej nie można podejść do tematu i się nim zająć. Na dobrą sprawę nie znalazłem nic na „Tak” i to mnie w tym najbardziej boli. Obejrzeć film i nie wynieść nic z niego, to, że kilka razy się uśmiechnąłem, to jednak za mało. Od polskiego kina, wymagam znacznie więcej, niż kilku uśmiechów w trakcie blisko dziewięćdziesięciu minut seansu.