Steven Seagal: Kwalifikacje mistrza

Kim jest twój bohater w „Maczecie”?

Steven Seagal: Kwalifikacje mistrza
Źródło zdjęć: © Kino Świat

24.11.2010 15:38

*Steven Seagal:* Gram Torreza – szefa narkotykowego kartelu. Robert Rodriguez wymyśla wszystkie postaci jak nadrealnych bohaterów filmów grindhouse’owych, ale akurat Torrez jest postacią z krwi i kości. To groźny, wielowymiarowy, inteligentny gość o pogłębionej psychice. Jest trochę przerysowany, ale w najmniejszym nawet stopniu nie jest komiczny. Czasem wzbudza rozbawienie, ale chwilami także podziw ze względu na wpływ, jaki wywiera na otoczenie.

„Maczeta” to spotkanie wielu niesamowitych gwiazd. Jak pracowało ci się m.in. z Jeffem Fahey i Dannym Trejo?

Steven Seagal: To był dla mnie zaszczyt. Każdy z aktorów wykazał się delikatnością i skromnością, od Jessiki Alby, przez Bobby’ego De Niro, do Jeffa Fahey i Danny’ego Trejo. Część z nich to moi starzy przyjaciele, innych, tak jak Lindsay Lohan, dopiero poznałem. Praca ze wszystkimi była jednak świetnym doświadczeniem.

Jak podobała ci się praca nad filmem? Czy Robert Rodriguez inaczej podchodził do niej niż inni reżyserzy, z którymi pracowałeś?

Steven Seagal: Styl jego pracy jest niepowtarzalny. Robert ma niezwykłe podejście do obrazu, jego faktury i koloru. Współpracownicy Rodrigueza działają w zupełnie innym tempie niż inne ekipy. Wszyscy pracują z wielką pokorą, co nie zdarza się w wielkich, plastikowych hollywoodzkich produkcjach. Cieszyliśmy się swobodą, która pozwalała rozwinąć się i dążyć do prawdziwej wielkości.

Jakie są twoje ulubione tytuły, niekoniecznie amerykańskie, z nurtu „exploitation”?

Steven Seagal: Uwielbiam japońskie obrazy z gatunku chanbara (filmy o pojedynkach na miecze) – „Samotny wilk i szczenię” , całą serię „Zatoichi”, a także wszystko, co stworzył Kurosawa. Widziałem i przestudiowałem każde jego dzieło, to mój ulubiony reżyser wszech czasów. Miałem nawet szczęście spotkać się z Kurosawą i prawie wszystkimi aktorami z „Siedmiu samurajów”.

W „Maczecie” musi pan posługiwać się mieczem. Czy wniosłeś do filmu jakieś własne pomysły? Jak wyglądał twój trening?

Steven Seagal: Po raz kolejny okazałem się szczęściarzem. Przez większą część życia uczyłem się władania mieczem i miałem różnych mistrzów w Japonii, co jest więcej warte niż papier z kwalifikacjami „mistrza”, którymi wielu się obecnie podpiera. Dzięki naukom prawdziwych mistrzów, mogłem wraz z choreografami i kaskaderami opracować dla Roberta Rodrigueza wiele scen walk w „Maczecie”. Myślę, że efekt będzie wyjątkowy. Wplatając kilka elementów chanbary, mam nadzieję, że proponujemy coś, czego kinomani jeszcze nie widzieli.

Zwykle wcielasz się w pozytywnych bohaterów. Podobało ci się granie przesiąkniętego do szpiku kości złem bossa?

Steven Seagal: Właściwie nigdy wcześniej, w moich 25 filmach, nie grałem negatywnej postaci. To dla mnie wyjątkowe doświadczenie. Nigdy nie uważałem się za aktora dramatycznego, nie podchodziłem do aktorstwa jak do sztuki, w której miałbym osiągnąć mistrzostwo. Po prostu nadal się tego uczę i próbuję różnych nowych kierunków, zamiast stale podążać utartym szlakiem. Wypuszczam się w dżunglę i sprawdzam, jak tam sobie poradzę. Chcę nauczyć się czegoś nowego i, mam nadzieję, dać radość innym.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)