''Strażnicy marzeń'' - wywiad z Alecem Baldwinem
Z *Alecem Baldwinem rozmawialiśmy podczas festiwalu w Cannes. Aktor opowiedział nam, jak wybiera role, czym zainteresował go scenariusz "Strażników marzeń" i co najbardziej lubi robić w wolnym czasie. Przy okazji zdradził też, czy zaryzykowałby śmierć dla Jamesa Camerona.*
* Anna Tatarska: Nord - Pana filmowa postać - jest bardzo silny i władczy. Czy takie cechy znajduje Pan w sobie na co dzień? * *Alec Baldwin:* Nie, ale potrafię dobrze udawać [śmieje się]. Jeśli gram czarny charakter, muszę zrobić to najlepiej, jak potrafię, a nie martwić się, czy widzowie dalej będą mnie lubić. To coś, co zrozumiałem w okolicach trzydziestki – wcześniej aktorstwo polegało chyba bardziej na wyglądaniu... Kiedyś ktoś podał mi doskonały przykład, do którego powracam. Vincent Price, amerykański aktor znany był z ról diabolicznych, złowrogich bohaterów, na tym zbudował swoją markę. Prywatnie był natomiast bardzo towarzyski, wydawał liczne przyjęcia, uwielbiał kulinaria, był koneserem win i niezwykle oczytaną osobą. Już dawno temu zrozumiałem, że aktorstwo to sztuka, która wymaga ode mnie
znalezienia w sobie odpowiedniego do danej roli pierwiastka, nawet jeśli prywatnie diametralnie różnię się od granej postaci.
Jak Pan sądzi, czy zmiany technologiczne ostatnich kilku lat wpłynęły negatywnie na filmy dla dzieci, przedkładając efekty specjalne ponad magię opowiadania?
Przemysł filmowy zawsze jest w tarapatach ze względu na zmiany technologiczne. Teraz, w epoce internetowych wypożyczalni filmów, tym bardziej jest to odczuwalne. Ma to także swoje dobre strony. Dzieci mają dostęp do filmów, czy programów, które powstały jeszcze zanim urodzili się ich rodzice, bo wszystkie one zostały zdigitalizowane i są dostępne. Dlatego zmiana oferty dla dzieci spowodowana upływem czasu i przemianami zachodzącymi w świecie nie jest tak bardzo odczuwalna -one wciąż wychowują się na tych samych klasykach, na których dorastałem ja sam. Albo przynajmniej mają taką możliwość. To samo odnosi się do innych pól sztuki. Moja córka słucha namiętnie Beatlesów, a urodziła się już po tym, jak McCartneyowi stuknęła pięćdziesiątka! Wszyscy, którzy dziś tworzą filmy dla dzieci, wciąż rywalizują z ikonicznymi produkcjami dla najmłodszych - „Dźwiękami muzyki”, „Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz”...
Na jakiej podstawie wybiera Pan projekty, w których bierze udział?
Zacznijmy od pewnej oczywistości: wszystkie filmy są zawsze albo o Prawdzie albo o Pięknie. Albo o obu naraz. To tylko rożnie opowiedziane historie na ten sam temat. Dlatego tak wielkie znaczenie ma to, od kogo wychodzi propozycja kolejnej roli. Moje życie jest wspaniałe. Mam swój serial, w którym gram na co dzień, uwielbiam wylegiwać się przy basenie z moją piękną narzeczoną i jeść owoce. Więc kiedy dzwoni telefon a głos w słuchawce próbuje przekonać mnie, żebym zostawił ten raj i poszedł do pracy, musi mieć naprawdę dobre argumenty. Jeffrey Katzenberg, szef DreamWorks, jest jakością samą w sobie. Jeśli aktor ma robić film typu „Strażników...” za którym stoi właśnie on, z góry wie, że to coś wartego uwagi.
Kim są Strażnicy według Pana?
Idee zawarte w tym filmie są ponadczasowe. Strażnicy to taka Liga Sprawiedliwości, która stoi na straży dziecięcej niewinności i marzeń. Wizualnie i charakterologicznie postaci dostosowane są do czasów, w jakich żyjemy – są bardziej aktywne, sprawniejsze fizycznie niż w dawnych bajkach. Na przykład Nord, czyli Święty Mikołaj, to kawał chłopa! To mężczyźni i kobiety, których domeną jest akcja, działanie, i w tym, co robią, są najlepsi. Ten model jest teraz niezwykle popularny – na przykład najbardziej popularne w USA seriale telewizyjne, czyli NCIS czy CSI, na nim właśnie się opierają. Jest tam grupa wysoko wyspecjalizowanych bohaterów, którzy bezbłędnie wykonują swoją robotę. Widownia jest zawsze głodna postaci, które uosabiają figurę obrońcy, kogoś kto nas chroni i walczy o porządek na świecie w naszym imieniu.
Czy zdecydował się pan na udział w„Strażnikach...”* po dobrych doświadczeniach z animacją w „Madagaskarze 2”?*
Takie kryteria nie mają dla mnie znaczenia. Gdyby przyszedł do mnie James Cameroni powiedział: „Alec, nakręćmy film w kosmosie, polecimy tam prywatną rakietą. Z tym, że istnieje spora szansa, że tego nie przeżyjemy. Ale leć ze mną!” - rozważyłbym to. W końcu to Cameron... Do czego zmierzam: czy to film akcji w stylu Camerona, ciężki dramat a'la Scorsese, komedia romantyczna spod znaku Nancy Meyers czy animacja Jeffreya Katzenberga, zawsze podchodzę do tego tak samo. Sprawdzam, czy mam czas, a jeśli tak, mówię: „ok, jestem wolny, pokaż mi, co tam masz”. Jeśli scenariusz jest dobry – wchodzę w to bez względu na gatunek.
Serial *„30 Rock”, w którym Pan gra, się kończy. Co dalej?*
Mam tylko jedno pewne postanowienie: Będę mniej pracował!