Polskie galerie handlowe
Centra handlowe zwane w Polsce, nie wiedzieć dlaczego, galeriami (może z tego powodu, że obywatele uprawiają w nich tzw. window shopping?) to już nie tylko „świątynie konsumpcji”.
* To istne metropolie z własnym układem ulic, z własną organizacją ruchu, z własnymi przepisami i własną policją.* Pstrokate, hałaśliwe i przerażające.
Każde przekroczenie granicy jakiejś Galerii Mokotów czy innych Złotych Tarasów – że o podmiejskich labiryntach kretyńskich… sorry, kreteńskich nie wspomnę – natychmiast wpędza mnie w panikę, napełnia trwogą i kwalifikuje na bezzwłoczną terapię.
Prawdę mówiąc, jestem przekonany, że zginę już w drzwiach obrotowych, które z jakichś sadystycznych powodów stały się w wielu wypadkach jedynymi wrotami, przez które można się przecisnąć do wnętrza molocha.
Ot, taka wyrafinowana forma selekcji!