Terminator w Iraku, a żołnierze chcą J Lo
Skłaniający się ostatnio ku karierze politycznej Arnold Schwarzenegger (zdj. AFP) uświetnił 4 lipca swoją obecnością obchody Dnia Niepodległości dla żołnierzy amerykańskich stacjonujących w Iraku.
W byłym letnim pałacu obalonego dyktatora Saddama Husseina, słynny aktor na przemian to żartował na swój temat, to chwalił odwagę i poświęcenie żołnierzy, których setki wiwatowały na jego cześć z balkonów przystrojonych amerykańskimi flagami.
W pierwszych słowach Arnold pogratulował żołnierzom tego, że potrafili powiedzieć "Hasta la vista, baby" do irackiego dyktatora i powiedział, że przybył tu przede wszystkim po to, by trochę podnieść ich na duchu z dala od kraju.
Hollywoodzki gwiazdor nie omieszkał dać pożywki spekulacjom na temat jego planów związanych z kandydowaniem na stanowisko gubernatora Kalifornii.
Przyjechałem tu ze Stanów ponieważ chciałem dodać wam wszystkim otuchy. Sytuacja w Iraku jest zatrważająca. Mam na myśli panującą tu nędzę. Brak pieniędzy, katastrofalną sytuację finansową. No i jeszcze brak przywódcy. Czyli zupełnie tak jak w Kalifornii - powiedział Schwarzenegger.
Jednak niektórzy żołnierze zdawali się troszeczkę rozczorowani. Sierżant Dominique Rollins mówi: Arnold jest znacznie mniejszy, niż go sobie wyobrażałam i niż go pamiętam z filmów, które widziałam. Na przykład z "Conana" czy "Gliniarza w przedszkolu.
Inny żołnierz dodaje: __Powinni tu sprowadzić Jennifer Lopez. To by dopiero była zabawa. Jestem jej wielkim fanem.