Tęsknię za starym!

Bohdan Smoleń rozśmiesza nas od lat. Ostatnio możemy go podziwiać w serialu "Świat według Kiepskich". Poczucie humoru nadal go nie opuszcza, choć narzeka, że politycy odbierają mu chleb. Nie myśli jednak o emeryturze.
Mirosław Mikulski: Skończył już pan pięćdziesiąt lat, łatwo być zawodowym satyrykiem w tym wieku?
Bohdan Smoleń: Ciężko, czasy się zmieniły i trudno prześcignąć rzeczywistość. Kiedy słucham wiadomości z Sejmu lub Senatu, to żałuję, że nie poznałem tych ludzi wcześniej. Mogliśmy nawiązać współpracę i razem występować w kabarecie.
M.M.: Trudniej teraz bawić publiczność niż dziesięć lat temu?
B.S.: Kiedyś uprawialiśmy sztukę aluzyjną i nie wykładaliśmy wszystkiego na ławę. Ludzie sami szukali drugiego lub trzeciego dna w dowcipach. Niektórzy, jak odkryli coś nowego, to jeszcze w domu mogli się pośmiać z jakiegoś żartu. Teraz publiczność jest bardziej wymagająca i trzeba opowiadać proste dowcipy. Jak nie walnie się wprost, siekierą między oczy, to niczego nie poczuje.
M.M.: Nie brakuje panu pomysłów?
B.S.: Nie mogę narzekać, zawsze coś się znajdzie. Uwielbiam oglądać wiadomości w telewizji, stamtąd czerpię najwięcej pomysłów. Poza tym rozmawiam z przyjaciółmi i znajomymi, oni też podpatrują i komentują.
M.M.: Z czego pan się śmieje?
B.S.: Z samego siebie, kiedy oglądam swoje stare nagrania.
M.M.: Podobno chce pan przywrócić cenzurę?
B.S.: Tylko w programach informacyjnych. Nie podoba mi się, że w dziennikach telewizyjnych pokazuje się tyle drastycznych scen, a wiadomości zaczynają się od informacji, ile osób dziś zabito i gdzie. Jest za dużo sensacji i niedobrych rzeczy. Nie wpływa to dobrze na dzieci.
M.M.: Tęskni pan za starym?
B.S.: A pewnie, głównie za pieniędzmi! Kiedyś siedzieliśmy w jednym mieście przez tydzień i codziennie graliśmy po trzy koncerty. Teraz, po jednym koncercie już musimy jechać dalej. Więcej czasu spędzam w samochodzie niż na scenie.
M.M.: Satyra jest jeszcze potrzebna?
B.S.: Na pewno tak, satyra potrzebna jest w każdym czasie. Zauważyłem dziwną korelację. Jeżeli ktoś jest w opozycji, to lubi jak się o nim opowiada żarty, ale kiedy przejmuje władzę, już nie cierpi dowcipów o sobie.
M.M.: Czuje pan jeszcze misję do spełnienia?
B.S.: Już nie, jak sam pan zauważył, jestem po pięćdziesiątce. Nie zmienię już świata.
M.M.: Chyba nie myśli pan o emeryturze?
B.S.: Nie, bo nie płaciłem składek na ZUS, więc emerytura mi nie przysługuje.
M.M.: Będzie pan występował na scenie do końca życia?
B.S.: Na szczęście mam jeszcze jakieś oszczędności.
M.M.: Sklepu z rybkami pan już nie prowadzi?
B.S.: Sklep zakończył działalność w pierwszym dniu demokracji. Przyszedł nowy - stary właściciel domu i powiedział brzydkie słowo, co mam zrobić z tym sklepem.
M.M.: Przez wiele lat występował pan na scenie razem z Zenonem Laskowikiem, potem wasze drogi się rozeszły. Widujecie się czasami.
B.S.: Bardzo rzadko. Staram się nie jeździć blisko jego domu, ponieważ jak go widzę, to mam pecha przez najbliższe dwa tygodnie. Dalej jeździ na rowerze, roznosi listy i ma rewelacyjną kondycję. Życzyłbym takiej każdemu facetowi po pięćdziesiątce.
M.M.: Pan też został listonoszem w "Rodzinie Kiepskich", kondycja się panu nie poprawiła?
B.S.: Nie, bo nie mam roweru, biegam tylko po piętrach.
M.M.: Ma pan wpływ na scenariusz serialu?
B.S.: Czasami wkładam swoje żarty. Scenarzyści powiedzieli, że mogę robić i zmieniać wszystko, a reżyser nie ma nic przeciwko temu.
M.M.: Zobaczymy pana w innych serialach, ma pan jakieś plany filmowe?
B.S.: Mam, ale raczej kiepskie!

Tęsknię za starym!

10.02.2000 01:00

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)