“The Disaster Artist” [RECENZJA]: Polak potrafi. Na ekrany kin wchodzi film o reżyserze najgorszego filmu wszech czasów
Prawdopodobnie nikt nie zwróciłby uwagi na jego film, gdyby nie był tak zły, że aż interesujący. “The Room” jest wybitnym popisem beztalencia. Za kamerą kultowej złej produkcji stanął urodzony w Poznaniu Tommy Wiseau, a wchodzący właśnie na ekrany film o nim ma szansę na Oscara.
Na początku była postać: czarne włosy, trupioblada cera i charakterystyczny wschodnioeuropejski akcent. Tommy Wiseau wygląda jak skrzyżowanie wampira na głodzie (patrz np. słynny klip Meat Loaf) z wokalistą The Cure; jak podstarzały rockman z początków lat dziewięćdziesiątych, któremu znudziły się seks i narkotyki, i teraz marzy o karierze w Hollywood, bo dlaczego nie. Charyzmę przecież ma.
W “The Disaster Artist” gra go James Franco (także reżyser). Naczelny narcyz Hollywoodu doskonale odnalazł się w roli pozbawionego poczucia obciachu Wiseau, u którego zew artysty miał się obudzić po wypadku samochodowym - miał wtedy stwierdzić, że Hollywood albo śmierć. Droga do Fabryki Snów była jednak najeżona trudnościami. Dla agencji aktorskich Wiseau był jeszcze jednym freakiem, jakich nie brakuje w branży. Ze względu na swój akcent mógł liczyć co najwyżej na role statystów w podrzędnych produkcjach.
*Co jeśli nie chcą cię wpuścić na imprezę? Zrób własną. Wiseau był nieugięty. Postanowił nakręcić własny film na podstawie swojej 540-stronicowej powieści. W napisach końcowych pojawia się kilkakrotnie: jako reżyser, producent, scenarzysta i główny aktor. *“The Disaster Artist” jest filmem o filmie, zgrabnie balansującym między komedią a dramatem. Łatwo wyśmiać reżysera kultowego złego filmu, ale Franco nie poszedł na łatwiznę, dostrzegł w nim także rys tragiczny. Bo Wiseau nosi w sobie sprzeczności - jest odpychający, ale przecież nie potrafimy od niego oderwać oczu. Możemy śmiać się z jego braku talentu i desperacji, ale nie potrafimy nie kibicować bohaterowi, który uparcie dąży do celu, bez względu na koszty.
Film ma więcej zalet. Obok Jamesa Franco dobrze wypadł także jego brat Dave Franco w roli przyjaciela głównego bohatera. Jeśli "The Room" o czymś opowiada, to o przyjaźni i lojalności - to także ważny wątek "The Disaster Artist". Wisaeu, jak przystało na wampira, cierpi głód miłości. Jest samotny i chorobliwie zazdrosny o wszystkich swoich bliskich. Ale w całym jego szaleństwie - jak widać - jest metoda.
Last but not least, trudno odmówić Wiseau smykałki do interesów. Do dzisiaj nie wiadomo, skąd wytrzasnął 6 mln zł na swój film, niektórzy mówią, że dorobił się na handlu, inni, że wyprał pieniądze mafii. W każdym razie potrafił przekuć wielką porażkę w sukces. Może to nasza narodowa specjalność? Bo zawsze sztuką jest być w czymś najlepszym, nawet jeśli tą sztuką nazywamy prawdopodobnie najgorszy film wszech czasów.
Ocena 8/10
Łukasz Knap