"The Meg" - Pięć słów: Jason Statham kontra wielki rekin [RECENZJA BLU-RAY]
Na Blu-rayu ukazał się właśnie jeden z najbardziej bezpretensjonalnych blockbusterów minionego lata.
Oto pracownicy supernowoczesnej bazy badawczej przypadkowo uwalniają z oceanicznej otchłani dwudziestokilkumetrowego prehistorycznego rekina. A jedyną osobą zdolną go powstrzymać jest straumatyzowany nurek-ratownik. Banał? Tak. Dobra rozrywka? Ależ jaka.
Myli się ten, kto film Jona Turletauba (m.in. "Skarb narodów") rozpatruje w kategoriach podróbki "Szczęk". Bo choć "The Meg" bezsprzecznie ma wiele wspólnego z arcydzieła Stevena Spielberga (nawet mu hołduje), przede wszystkim wpisuje się w cały podgatunek kina grozy zapoczątkowany przez "Szczęki". Podgatunek, który już dawno temu zaczął żyć własnym życiem i doczekał się szeregu mutacji. Jednak do tej pory były to w przytłaczającej mierze filmy klasy B, a nie produkcje Warner Bros. za 130 baniek.
ZOBACZ ZWIASTUN FILMU "THE MEG":
I to właśnie grube miliony dolarów odróżniają "The Meg" od "Rekinów z plaży", "Dinosharka", "Bestii z otchłani", "Mako" czy wszystkim dobrze znanego "Rekinado". Bowiem fabularnie film Turletauba opiera się na tym samym – wyświechtanych kliszach, umowności, stereotypowych bohaterach i prościutkiej fabułce. Czy to źle? Absolutnie nie.
"The Meg" jest wszystkim, co obiecuje w zwiastunie i na plakacie. Bezpretensjonalną rozrywką i skuteczną odtrutką na pompatyczne widowiska, jakie każdego lata zalewają ekrany. Przy okazji ma coś, o czym tanie produkcje tego typu mogą pomarzyć: rozmach. Pieniądze widać tu przede wszystkim w scenach w tytułowym rekinem (Meg to skrót od megalodon). CGI stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, a efekty powinni docenić najbardziej zatwardziali fani animatroniki, miniatur i dorysówek.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Na Blu-rayu znajdziecie też kilka dodatków, które umilą wam czas po zakończeniu filmu. Do najważniejszych należą: 12-minutowy making-of, dość sztandarowy materiał, w którym reżyser, producent i część ekipy dzielą się wrażeniami z planu, oraz 10-minutowy reportaż o kulisach powstawania tytułowego potwora. Ten drugi docenią zwłaszcza maniacy filmowej kuchni i efektów specjalnych, bo w dość szczegółowo przedstawia cały proces kreacji – od konceptu po finalny efekt.
Ponadto dwa króciaki: paczuszka zwiastunów filmów Warnera oraz promocyjny klip zachwalający Nową Zelandię, gdzie kręcono część zdjęć (drugą lokalizacją były Chiny)
.