Trwa 10. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Tofifest w Toruniu. W trakcie tegorocznej imprezy, spośród dziesiątek filmów zagranicznych, widzowie oglądać mogą najlepsze nowe kino z Austrii, Węgier i Filip, a prym pośród sekcji pobocznych wiodą mini-przegląd produkcji nurtu blaxploitation oraz retrospektywa *Smity Patil.*
Wśród produkcji z Austrii nie mogło zabraknąć dwóch pierwszych części nieukończonej jeszcze trylogii „Raj” autorstwa Ulricha Seidla, który niespodziewanie stał się największą atrakcją arthouse’owego sezonu. Jego filmy, „Miłość” i „Wiara”, stanowiąc dosadną krytykę mieszczańskiego zaścianka i dekonstrukcję szczęścia jako takiego, wykraczają daleko poza granicę przyjętej przez mainstreamowe kino estetyki, a jednocześnie nie próbują tanio szokować. Innym ciekawym, dosadnym filmem austriackim tego bloku jest „Michael” Markusa Schleinzera, chropowaty dramat, opowiadający o pięciu miesiącach z życia pedofila, który trzyma w swojej piwnicy 10-letniego chłopca. Autor powstrzymuje się w nim od wydawania jednoznacznych osądów, oddając w nasze ręce kompleksowy, nieprzerysowany portret chorej, wypaczonej, a jednocześnie
potraktowanej obiektywnie jednostki. Od nas tylko zależy, czy na tę perspektywę się otworzymy.
Najsilniejszym reprezentantem kina węgierskiego jest na festiwalu „Pal Adrienn” Agnes Kocsis, opowiadający o losach chorobliwie otyłej pielęgniarki jednego z miejskich szpitali, która postanawia odnaleźć przyjaciółkę z dzieciństwa. Reżyserka rzuca wyzwanie stereotypom i pokazuje, że to, jak widzą nas inni, nie musi być wcale granicą samoakceptacji. W sekcji filipińskiej wyróżnia się przede wszystkim modny, zapraszany na światowe festiwale Brillante Mendoza. Na Tofifest wyświetlane są jego „Pozdrowienia z raju”, w których reżyser w typowym dla siebie stylu zawężą perspektywę i opowiada o losach odciętej od świata, porwanej grupy ludzi. Akcja filmu rozgrywa się w roku 2001, a „Pozdrowienia…” stanowią niezwykle rzadko spotykane, wewnętrzne spojrzenie na temat ideologii współczesnego terroryzmu. Znakomitą rolę zagrała tu Isabelle Huppert.
Atrakcją tegorocznej edycji Tofifest miał być pokaz specjalny „Triszny” Michaela Winterbottoma – w tytułową rolę w tym niespełnionym filmie wcieliła się Freida Pinto. Oparta na klasycznym romansie „Tess D’Urbervilles” historia młodej, naiwnej dziewczyny wymyka się momentami z rąk reżysera, a choć ten próbuje nadrobić braki niepodrabialną atmosferą egzotycznych Indii, to film jego pozostaje ledwie wspomnieniem dogłębniejszych i bardziej złożonych adaptacji brytyjskich.
Niezwykle ciekawą sekcją jest na festiwalu mini-przegląd filmów blaxploitation. Organizatorzy kuszą kilkoma sprawdzonymi tytułami. Wyświetlany jest m.in. popularny „Shaft” z Richardem Roundtree, będący praojcem całego nurtu „Sweet Sweetback’s Baadasssss Song”, czy „Coffy” i „Foxy Brown”, dwa najbardziej znane filmy z legendarną Pam Grier. Wspomnienie nakręconych przed czterdziestu laty sensacyjnych produkcyjniaków, kierowanych zresztą bezpośrednio do czarnoskórej publiczności, okazuje się mocno specyficzne. Kultowe teksty, seks i przemoc mieszają się tu z niskonakładową realizacją, stanowiąc spektakularny przykład grzesznej filmowej przyjemności.
Strzałem w dziesiątkę okazała się retrospektywa filmów z udziałem kultowej aktorki hinduskiej Smity Patil. Gwiazda tamtejszych niezależnych produkcji, a jednocześnie żarliwa bojowniczka o równouprawnienie kobiet i mężczyzn, która zmarła niespodziewanie w wieku 31 lat, rzuca zupełnie nowe światło na niezależne kino z Indii, które – jak się okazuje - potrafi być zarówno wyraziste politycznie, jak i wnikliwe społecznie. Na festiwalu wyświetlanych jest aż 9 filmów z udziałem Patil, w tym wybitne „Manthan” i „Bumika” Shyama Benegala. Tegoroczną edycję festiwalu uświetniła swoją obecnością siostra aktorka, Manya Patil.