'Uciekinier' XXI wieku
Niedaleka przyszłość. Społeczeństwo ma nowe zabawki, przypominającą „The Sims” grę „Społeczeństwo”, w którym gracz obejmuje kontrolę nad żywą osobą i program „Rzeźnia”, polegający na walkach skazańców, również kontrolowanych przez użytkowników. Tego typu zabawy umożliwia specjalna technologia opracowana przez multimilionera Kena Castle’a, zastępująca naturalne komórki nerwowe przez sztuczne zamienniki, którymi można zdalnie sterować. Idolem widowni na całym świecie jest Kable. Skazaniec zdołał przeżyć 27 gier, tylko 3 dzielą go od upragnionej wolności.
Kable jest oczywiście niesłusznie skazany i musi umrzeć, gdyż zna sekret Castle’a. Ten zaś planuje przejąć władzę, niespodzianka, nad światem. Kable musi więc uciec i udaje mu się to przy pomocy grupki walczących o wolność w sieci idealistów walczących z Castlem. Uciekinier zamierza uwolnić żonę, która pracuje w „Społeczeństwie” jako awatar, de facto sterowana z zewnątrz prostytutka. I uratować córkę. I zabić Castle’a, przy okazji ratując świat. Prosty plan, godny samego Johna McClane’a.
Jak na film akcji, sama akcja w „Gamerze” wypada średnio. Wiadomo, jeśli napakuje się filmidło odpowiednią ilością efektów specjalnych, strzelaniem i pościgami, to widownia połknie każdą bzdurę. W „Gamerze” to wszystko jest, ale zaprawione tak zwaną stylistyką gry komputerowej, nazywaną tak przez krytyków filmowych nie mających żadnego pojęcia o rozrywce elektronicznej. Mamy więc latającą w dziki sposób kamerę, jakieś dziwne przeskoki obrazu, ujęcia pod dziwnym kątem. Przez to wszystko akcja wydaje się chaotyczna, średnio zrozumiała i na sam koniec, irytująca. Nie znam gry, w której w ten sposób operowano by kamerą. Znam za to sporą ilość filmów, dodajmy, że kiepskich. W „Gamerze” jest za to dużo krwi. Krew bryzga na ekran, krew strzela fontanną z odstrzelonych kończyn, ludzkie ciała wybuchając bryzgając wszystko dookoła na czerwono.
W całym tym potopie posoki ginie gdzieś społeczny aspekt całej sprawy. Na początku film obiecuje… …jakąś analizę, spojrzenie na aspekt zarabiania pieniędzy na rozrywce elektronicznej przez tworzenie oprogramowania dla mas (a te, jak wiadomo, chcą tylko seksu i przemocy). Szybko jednak okazuje się, że „Gamer” temat gier traktuje bardziej jako usprawiedliwienie rzeźni, niż centrum fabuły. Może to w sumie i dobrze, bo przy okazji nie dostaje się rozrywce elektronicznej za propagowanie przemocy. Dostaje się technokratom próbującym kierować ludzkimi umysłami.
Film ratuje oczywiście jak zawsze wściekły Gerard Butler jako Kable, który do takiego kina jest po prostu stworzony. Nie ma tu za bardzo pola do popisu, wiec z wiecznie złą miną masakruje on kolejne tabuny przeciwników. Średnio wypada za to Castle, grany przez Michaela C. Halla czyli serialowego Dextera. Hall ze swoim mało wiarygodnym, teksańskim akcentem i miną wariata próbuje przejąć władzę nad światem. Jako przeciwnik jest po prostu mało ciekawy, wcale nie demoniczny i jak na geniusza XXI wieku, dość głupi. Podsumowując, dla wielbicieli kina akcji „Gamer” nie jest pierwszym wyborem. Jest dużo więcej ciekawszych, szybszych, bardziej bzdurnych produkcji. Dla graczy film jest z jednej strony zbyt mało kontrowersyjny, a z drugiej zbyt lekko traktuje temat. Do tego niemal nie ma żadnych ukrytych nawiązań do rozrywki elektronicznej. Seans filmowy niestety się nie zwraca.