Udręka i ekstaza
Zastygłe w ekstazie twarze krzyczą z plakatów na ulicach wielkich miast. Zmysłowa orgia i przełamywanie barier zapowiadane w zwiastunach, fotosach i wypowiedziach twórców. Przedłużony czas zdjęć i brak filmu w konkursie w Cannes. Zszokowane florydzkie dzieci zmuszone do oglądania trailera. Tak podgrzewano atmosferę przed najgorętszą tegoroczną premierą. Czy „Nimfomanka” spełniła pokładane weń nadzieje?
10.01.2014 13:07
„W jakim wypadku skorzystasz więcej z mojej opowieści? Wierząc w nią, czy nie wierząc” – pyta w pewnym momencie Joe (Charlotte Gainsbourg)
Seligmana (Stellan Skarsgård), faceta, który przyszedł z pomocną dłonią pokiereszowanej i półprzytomnej kobiecie. To dla niego snuje ona swoją cielesną biografię. Pytanie, które pada z ust Joe, dotyczy tak naprawdę testowania widzów przez reżysera. Von Trier znowu bowiem zwodzi: kluczy, mnoży tropy, szarżuje to przepychem i wyrafinowaniem, to znów farsowym humorem. Nastrój, inscenizacja a nawet tematyka są zmienne w „Nimfomance” jak – nie przymierzając – kobieta zmienną jest.
Opowieść o życiu seksualnym Joe reżyser w typowym dla siebie stylu dzieli na rozdziały, co z powodzeniem udaje quazi literacką formę. Joe, która wcześnie odkrywa swoją seksualność i rozkochuje w sobie mężczyzn rujnując im życie, jest bliską krewną Isabelle z „Młodej i pięknej” (2013) – podobnie jak u Ozona inicjacja seksualna ma tu różne oblicza – czasami jest brutalna i ponura, kiedy indziej autentycznie zabawna, innym razem po prostu banalna. Tu i tu wyraźnie zaznaczana jest podmiotowość postaci, które same obierają drogę wtajemniczenia w świat cielesnych praktyk. W obu też filmach bohaterki poprzez łóżko dowiadują się więcej o sobie aniżeli partnerach czy generalnie o rozkoszy płynącej ze zbliżenia.
Strzępy historii Joe są puentowane przez Seligmana analogiami do wędkarstwa, literatury czy teorii muzyki. Mężczyzna jest tutaj niczym komentator z filmu telewizyjnego filmu edukacyjnego: wszystkie adnotacje Seligmana von Trier wyposaża w odpowiednie obrazy, które dublują wypowiedź aktora. Zabieg ów, charakterystyczny dla Jean-Pierre’a Jeuneta (skojarzenia takiej Amelii przybierały na ekranie niejednokrotnie dosłowną, a przez to zabawną formę), wprowadza konieczny ironiczny dystans do wypowiedzi. Ale w żaden sposób nie przekreśla ich znaczenia – pozbawia jedynie ciężaru odpowiedniego dla moralitetu.
Bo czy moralitetem film von Triera jest – trudno oceniać już teraz, albowiem wyraźnie daje się we znaki przepołowienie filmu na dwie części. Cięciem skalpela producenci pozostawiają widzów samych sobie w połowie opowieści, bez wyraźnego climaxu, zapalają światło i każą czekać dwa tygodnie na kontynuację i finał historii. Skrawki materiału, które towarzyszą napisom końcowym odsłony pierwszej, zapowiadają więcej seksu w perwersyjnym wydaniu (choć tego tego w klasycznym wydaniu w „Nimfomance I” nie brakuje) i sporo innych atrakcji. Czy druga część będzie bardziej mroczna i pozbawiona komediowego tonu? Czy i czym von Trier znów zaskoczy? Stay tuned. 8/10