"Volta": czas królów już minął. Recenzja nowej komedii Juliusza Machulskiego
Juliusz Machulski nakręcił komedię "Volta", która woła o pomstę do nieba. A może nie warto sięgać tak daleko, bo to film niskich lotów, mimo że ambicje miał wielkie jak ego głównego bohatera. Widać tu chęć stworzenia współczesnej satyry politycznej, komedii historycznej z elementami slapsticku i pocztówki Lublina, ale na dobrych chęciach się skończyło, bo Juliusz Machulski spadł z wysokiego konia i nakręcił zwyczajnie zły film poniżej swoich możliwości.
Bruno Volta (Andrzej Zieliński), cyniczny specjalista od wizerunku polityków, chętnie opowiada, że prawda to kłamstwo powtarzane wiele razy. Kto wie, czy Juliusz Machulski nie sądzi tego samego o głupich dowcipach. Zasada ta sprawdziła się podczas seansu "Volty" w warszawskim Atlanticu, ponieważ widownia śmiała się wyłącznie z nienajlepszych dowcipów, które prawdopodobnie wcześniej zobaczyła w zwiastunie. W innych przypadkach publiczności nie było już do śmiechu.
Nie ma się z czego śmiać
Bo śmiać się na "Volcie" nie ma z czego. Fabuła jest osnuta wokół poszukiwania korony Kazimierza Wielkiego. W tle mamy przekręt i walkę o władzę przez Kazimierza Dolnego (Jacek Braciak)
, głąbowatego polityka partii socjalistyczno-narodowej i pretendenta do objęcia tejże korony w nowej polskiej monarchii. Duża część filmu jest osadzona w przeszłości i przypomina nieudaną parodię programów historycznych. Jeśli cokolwiek pokazuje, to nieudolność twórców, w każdym razie dydaktyczny ton jest nieznośny. Podobnie słabo wypadają wątki publicystyczne, czego dobitnym przykładem jest rozmowa Dolnego z Moniką Olejnik.
Toporna intryga, ciężkie żarty i brak wiary w inteligencję widza
Powiedzmy wprost, pomysł na film nie był zły, zabrakło przede wszystkim wiary w inteligencję widza, bo zarówna intryga, jak i żarty są opowiedziane nieznośnie topornie. Zabrakło bigla i posiadających większą wyobraźnię realizatorów. Prześwietlone zdjęcia markujące brak budżetu wyglądają fatalnie. Jednym z głównych sponsorów "Volty" musieli być chyba włodarze lubelskiego, bo film jest reklamą tego województwa. _City placement _jest tak nachalny, że trudno nie pomyśleć, że fabuła była dodatkiem do skryptu kampanii reklamowej regionu. Nie wiem, czy udanej. Jakoś po "Volcie" nie mam ochoty rzucić wszystkiego, żeby zobaczyć odnowioną starówkę Lublina.
Najbardziej szkoda aktorów. Andrzej Zieliński i Jacek Braciak mieliby szansę rozwinąć skrzydła, gdyby nie słaby scenariusz. To samo można powiedzieć o Oldze Bołądź i Joannie Szczepkowskiej - ich role zwyczajnie nie dawały szansy na wyjście poza sztampę. Cieszą epizody, w których zaznaczył się Robert Więckiewicz (chytry Janko z Czarnkowa) i Cezary Pazura (świetna charakteryzacja!), ale to za mało. Najlepsza obsada nie uratuje złego filmu.
Machulski nie robi nawet za pół króla
Plakat krzyczy: "Król komedii jest jeden". Niestety, to nie jest prawda. Nieprawdą byłoby nawet powiedzenie, że w polskiej komedii Machulski robi za pół króla. Chwała mu za "Seksmisję" i "Killera", ale było, minęło, a nowego króla jak nie było, tak nie ma.
Ocena: 3/10
Łukasz Knap