Trwa ładowanie...
d3n1etd
04-12-2006 18:07

W pogoni za milionem

d3n1etd
d3n1etd

Lato to najlepsza pora na filmy lekkie, łatwe i przyjemne, nie wymagające od widza zbyt wielkiego wysiłku umysłowego i stanowiące czystą rozrywkę. Wakacje to czas kina akcji i mniej lub bardziej śmiesznych komedii. Wszyscy świetnie zdajemy sobie z tego sprawę i do takiej polityki wytwórni i dystrybutorów filmowych zdążyliśmy się przyzwyczaić. Bez zdziwienia i zbytnich oczekiwań widzowie potraktują więc kolejną letnią premierę - komedię Kto pierwszy, ten lepszy.

Bohaterem filmu jest Joe (Matthew Perry)
, przystojny, niezbyt bogaty i raczej nieszczęśliwy goniec kancelarii prawniczej. Jego głównym zadaniem jest doręczanie klientom pozwów sądowych i dokumentów rozwodowych. Pewnego dnia dostaje z pozoru bardzo proste zadanie - ma zanieść pozew rozwodowy żonie bogatego ranczera z Teksasu. Sprawa szybko zostaje załatwiona, jednak owa piękna i zaskoczona działaniami swojego męża kobieta, niejaka Sara Moore (Elizabeth Hurley)
, proponuje Joemu układ, który pozwoli mu zarobić zamiast 5 tys. okrągły milion dolarów. Wystarczy tylko zapomnieć o dotychczasowym pozwie i dostarczyć odwrotny dokument Gordonowi Moore'owi. Według prawa Teksasu tylko w przypadku gdy żona pierwsza dostarczy mężowi dokumenty, może mieć prawo do 50% jego majątku. Nowe zadanie Joego nie jest jednak takie proste. Jego kancelaria wysyła następną osobę w pogoni za Sarą a sprytny Gordon ustawicznie ucieka, w dodatku ochraniany przez czarnoskórego olbrzyma, z
którym lepiej nie zadzierać.

Kto pierwszy, ten lepszy to dość specyficzna, zwariowana komedia romantyczna, w której zdecydowanie więcej niż romansu znajdziemy humoru (a przynajmniej prób rozśmieszenia widza) i czystej akcji. Film opiera się na wielu schematach, praktykowanych przy okazji różnych gatunków filmowych. Jest tu romans, w którym dwójka pozornie nie pisanych sobie ludzi odnajduje wspólną przyszłość. Jest tu też trochę kina akcji z pościgami, kraksami i scenami nawet dla miłośników crossowych wyścigów motocyklowych. Znajdziemy tu również elementy komedii, opierającej się na zasadzie, że najśmieszniej jest, jeśli ktoś dostanie po głowie. Nie brakuje tu rubasznych dowcipów - jest tu i puszczanie bąków i żarty natury zwierzęco-fekalno-seksualnej.
Zaprezentowany w produkcji humor nie należy do najbardziej wyszukanych, ale film ogląda się całkiem miło. Do najzabawniejszych scen należą bez wątpienia te, w których w groteskowy sposób obnaża się cechy charakterystyczne dla Teksasu i jego mieszkańców, jak np. zamiłowanie do kowbojskich kapeluszy i wiejsko-farmerskich klimatów, broni (którą noszą tu nawet staruszki i matki z dziećmi) i popierania kary śmierci.
Niby to wszystko było, ale tą przedziwną mieszankawbrew pozorom przełyka się łatwo. Nie zdarzyło mi się wprawdzie roześmiać szeroko zbyt wiele razy, jednak uśmiech sympatii rzadko znikał z mojej twarzy i przyznam, że nie było też momentów, w którym bym się jakoś specjalnie nudziła.

Do obsady też się nie można przyczepić. Dla panów jest piękna Elizabeth Hurley. Miło na nią popatrzeć i z przyjemnością słucha się jej brytyjskiego akcentu. Nie trudno się dziwić filmowemu Joemu, że miękną mu nogi gdy sara wymawia słowo kąpiel. Dla pań jest zaś bardzo sympatyczny i czarujący Mathhew Perry, który okazuje się dużo bardziej przedsiębiorczym i pewnym siebie mężczyzną niż odtwarzany przez niego Chandler w serialu "Przyjaciele".

To film, który nie pozostawia po sobie śladu - wychodzi się z kina i już zupełnie o nim nie pamięta. Co ważne jednak, nie odciska też żadnego negatywnego piętna i nie jest jakimś skandalem w stylu Śnieżnych psów czy Statku miłości. Ot komedyjka, do obejrzenia w letnie popołudnie.

d3n1etd
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3n1etd