Wampiry nadal nie są pod ochroną
Najpierw był sobie komiks, w którym wampirzy renegat pojawił się po raz pierwszy w zamierzchłym 1970 roku. Długo potem za komiksy, których bohaterem stał się Blade, wzięli się producenci filmowi.
Taki to już los komiksów w tych trudnych czasach. Po pilnej lekturze udało im się nakręcić całkiem niezły film (1998). Polowałem na ten film w kinie tak wytrwale, jak sam Blade polował na wampiry.
Pewnej niedzieli wielkanocnej poszedłem do kina w swoim sporym przecież mieście, a seans niestety się nie odbył ze względu na brak minimum pięciu osób na widowni (kto w tym kraju chodzi w święta do kina?).
Kolejnego dnia, unikając tabunów młodzieży z wiadrami, wybrałem się na polowanie ponownie. Tym razem z powodzeniem. Jeszcze bardziej ode mnie ucieszony był pewien kawaler, który zaprosił na seans swoją wybrankę. Bo nie dość, że dała się namówić na film o wampirach, to jeszcze seans się odbył. A jak wiadomo, kiedy chłopak ciągnie dziewczynę do kina, to wewnętrznie... czuje się odpowiedzialny za cały seans i za to, żeby film się jej spodobał. Tak jakby napisał do niego scenariusz, wyreżyserował go i zagrał w nim trzy główne role naraz, a do tego był właścicielem kina, w którym jest grany. Jak bardzo zadowolona z obejrzenia „Blade’a” była natomiast dziewczyna, tego się nie dowiedziałem.
Mam jednak co do tego uzasadnione wątpliwości. Bo przecież nie wszystkie młode niewiasty przepadają za oglądaniem jatki, stylowej co prawda, lecz brutalnej i pełnej krwawych scen. Z kapitalną sceną otwierającą na czele. W której to wampirza młodzież tańczy w dyskotece w takt transowej muzyki, a w kulminacyjnym momencie z zamontowanych w sufitach prysznicy (czy też zraszaczy ppoż.) zaczyna tryskać krew.
Potem była druga część „Blade’a” (2002), która potwierdziła smutną regułę, że dalszy ciąg jest gorszy od pierwowzoru. Stylizację zastąpiło rozrzucanie flaków po ścianach i masakra zmutowanych wampirów poruszających się w tempie zombie, a więc tym samym łatwych do ubicia. W końcu przyszedł czas na trzecią część cyklu (2005, obecnie wydana na DVD), która na szczęście nie potwierdziła wspomnianej reguły dotyczącej sequeli. Choć śmiem twierdzić, że co prawda od drugiej jest zdecydowanie lepsza, jednak od pierwszej – zdecydowanie lepsza nie jest.
Blade (grany cały czas przez Wesley’a Snipesa) jest półwampirem i półczłowiekiem. Niestraszne mu jest dzienne światło, poradził też sobie z własnym pragnieniem wysysania ludzkiej krwi. Za życiową misję uważa tępienie wampirzej rasy. Ma w tym zajęciu zresztą sporo sukcesów. Zaś pomocą służy mu w nim weteran walki z zębatymi poczwarami Abraham Whistler (Kris Kristofferson). Wspiera go swoją dogłębną wiedzą i produkowaną w domowych warunkach specjalną bronią. Ale, jak się okazuje, wampiry też nie próżnują, co i rusz próbując przejąć kontrolę nad ludźmi.
We wstępie „Mrocznej trójcy” przedstawiciele wampirzej elity odnajdują gdzieś na Pustyni Syryjskiej kryptę, w której pochowany jest protoplasta całej ich rasy: Dracula (Dominic Purcell). Wskrzeszają go, aby poprowadził ich do ostatecznego zwycięstwa. Póki co, aby unieszkodliwić Blade’a organizują prowokację. Trzeba bowiem wiedzieć... że mordowane masowo przez niego wampiry w chwili śmierci efektownie rozpływają się w powietrzu. A kiedy nie ma ciała, to nie ma dowodu. Więc do tej pory policja i FBI nie mogły Blade’a oskarżyć o morderstwa, choć poszlak nie brakowało. Teraz więc wampiry doprowadzają do tego, że Blade zabija człowieka. A jego efektowna akcja zostaje sfilmowana i teraz pokazują ją we wszystkich wiadomościach telewizyjnych. Znające się na czarnym Pi-aRze wampirze spece (ciekawe, gdzie się tego uczyli?) rozpętują medialną nagonkę na Blade’a, a FBI depcze mu po piętach.
Nieoczekiwanie swoją pomoc osaczonemu renegatowi oferuje dwójka ludzkich łowców wampirów, romantycznie nazywająca siebie samych Nocnymi Łowcami. Ładniejszą jej połową jest Abigail (zmysłowa Jessica Biel), córka Whistlera, która stanowi zdecydowanie najbardziej przykuwający uwagę element scenografii. A do tego strzela z łuku. Ta brzydsza połowa Łowców natomiast, to zadziorny Hannibal King (Ryan Reynolds), który morduje wampiry bardziej tradycyjnymi metodami. Sprzymierzeńcy zabierają się za przygotowania, bo nieunikniona konfrontacja z Drakulą nadchodzi wielkimi krokami.
Tym razem za kamerą stanął scenarzysta wszystkich trzech części – David S. Goyer. Trzeba przyznać, że udało mu się utrzymać klimat opowieści: mroczny, duszny i krwawy. Najbardziej zadowoleni z kolejnej odsłony łowów na wampiry powinni być miłośnicy poprzednich części „Blade’a” i podobnych mu filmów. Osób, które do tej pory nie pałały natomiast miłością do tego typu obrazów, raczej do nich nie przekona. A wracając do masakrowanych na naszych ekranach wampirów – jak tak dalej pójdzie, to staną się one gatunkiem ginącym. Podobnie, jak ginącym gatunkiem stają się na naszych oczach filmy o ludziach. Może i jedne i drugie warto wziąć pod ochronę?