Widziałem “Ciche miejsce” i nie umarłem ze strachu. Ale to przyzwoite kino
“Z nerwów nie mogłem usiedzieć”, “myślałem, że się rozpłaczę”. Tak pisali moi amerykańscy koledzy po piórze, którzy przyznali mu prawie 100 proc. pozytywnych recenzji. Jak jest naprawdę? Film w porządku, ale nie spodziewajcie się “nowego klasyka”, jak obiecują niektórzy.
13.04.2018 | aktual.: 16.04.2018 09:26
Przyznaję, punkt wyjścia jest oryginalny. Rodzina 2+3 żyje na amerykańskich bezdrożach, które wyglądają jak po spotkaniu z bombą nuklearną. Wszyscy poruszają się na bosaka, żeby nie hałasować. Każdy dźwięk oznacza śmiertelne zagrożenie. Odezwij się - zginiesz pożarty przez krwiożercze potwory. Kto z nas kiedyś nie stąpał na paluszkach albo nie chował się z przerażeniem pod kołdrą w przekonaniu, że za drzwiami czai się jakiś złodziej, morderca lub potwór? Najlepsze momenty w “Cichym miejscu” odwołują się do tych naszych dziecinnych doświadczeń i trzeba pochwalić twórców, że zrobili niemal bezgłośny film, który chwilami jest naprawdę straszny.
Ale gdzie te obiecane ciarki na plecach, gdzie płacz i zgrzytanie zębów? Lubię bać się w kinie, ale ostatni raz ręka spociła mi się na seansie “To przychodzi po zmroku”. Niestraszne mi “To” i “Uciekaj!”, chociaż ten drugi ma dobre momenty i jest generalnie udany. “Ciche miejsce” nie przekonało mnie do swoich bohaterów ze względu na koncentrację “traum”. Rozwinięcie fabularne obiecującego pomysłu nie zachwyca.
Ale jest w filmie fragment, która sprawia, że należy ocenić ten film wyżej niż przeciętne straszaki. Nie chcę zdradzać za wiele, chodzi o fantastycznie zbudowaną sekwencję, w której napięcie jest związane z nowym potomkiem w rodzinie. Stężenie skrajnych emocji w obrębie jednej sceny zasługuje na uznanie.
Atutem jest również aktorstwo. W ojca wcielił się sam reżyser John Krasinski, który rolę matki przyznał żonie Emily Blunt. Oboje doskonale poradzili sobie jako rodzice w sytuacji granicznej, wymagającej nadzwyczajnej czujności. Szczególne oklaski należą się Blunt, która we wspomnianej rewelacyjnej, niemal niemej scenie udowodniła, że da się bezgłośnie krzyczeć.
Największy problem, jaki mam z tym filmem, to potwory. Dlaczego co drugi w każdym horrorze lub filmie s-f jest kopią z “Obcego” i cieknie mu z pyska? Krasinski nie ma umiaru w pokazywaniu monstrów, a przecież nie od dziś wiadomo, że najbardziej boimy się zagrożenia, którego nie widać. Kiedy nie wiemy, kto lub co się na nas czai, jest miejsce na wyobraźnię. Ale to i tak porządne kino. Warto się przekonać samemu.
Ocena 7/10
Łukasz Knap
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl