Wielka Siostra patrzy
Efektowny, ale całkowicie nieprawdopodobny thriller. Wykorzystując popularne teorie spiskowe, film próbuje stworzyć własną, ale intryga jest tak naciągana, że nie sposób nawet przez chwilę przejąć się losami głównych bohaterów.
A przecież należałoby im współczuć. Jerry najpierw traci brata w podejrzanych okolicznościach, a potem zostaje wplątany w sam środek tajemniczej afery. Ktoś wpłaca na jego konto okrągłą sumkę, a w swoim mieszkaniu Jerry znajduje prawdziwy sklad broni i fałszywych dokumentów. Nieznajomy kobiecy głos informuje go przez telefon, że Jerry zostanie aresztowany przez FBI. Podobne nieprzyjemności czekają także Rachel, samotną matkę.
Większość filmu wypełnia pościg FBI i wojska za Rachel i Jerry’m, którzy przez władze uważani są za niebezpiecznych terrorystów. Para uciekinierów próbuje z kolei wyjaśnić, kto i po co wplątał ich w tą aferę? Wydają się być bez szans, bo ich przeciwnik widzi i kontroluje każdy ich krok, a do tego ma władzę nieograniczoną.
„Eagle Eye“ to technobajka, która nie dba nawet o pozory realizmu. Nieograniczone możliwości „Wielkiego Brata“, a właściwie „Wielkiej Siostry“ (bo to kobiecy głos dyryguje Jerry’m i Rachel) zamiast grozy budzą śmiech. Trudno oczywiście wymagać od teorii spiskowych pełnego realizmu. Jednak przydałaby się choćby szczypta prawdopodobieństwa, żeby wzbudzić emocje.
Tym bardziej, że twórcy „Eagle Eye“ (a są wśród nich Steven Spielberg jako pomysłodawca i producent filmu) wyraźnie chcieli zagrać na fobiach współczesnych Amerykanów – obawie przed powszechną inwigilacją i naruszeniem wolności jednostki, na strachu przed atakami terrorystycznymi. Tymczasem „Eagle Eye“ przekracza wszelkie granice prawdopodobieństwa. Nie sposób więc traktować go choć przez chwilę poważnie. To tylko „wata“ dla oczu…