Wielki szlem

„Wszystko gra” to jeden z lepszych filmów w dorobku Woody’ego Allena. Rzekłbym nawet jeden z najlepszych jakie powstały za jego przyczyną i często także z jego udziałem. Często, ale nie zawsze.

Tutaj wszystko jest inne. Tutaj pojawią się pewne wnętrza znane z „Nagiego instynktu 2”, tutaj też po raz pierwszy wraz z reżyserem docieramy nad Tamizę zostawiając ukochany Nowy Jork, co wbrew pozorom przynosi wiele dobrego. Inne plany, inne wnętrza i klimat filmu bardziej „angielski”, choć nie chłodny i stonowany. „Wszystko gra” to filmowy prezent reżysera dla młodszej widowni, znacznie młodszej od niego samego.

Reżyser grający często we własnych filmach, tym razem nie obsadził siebie samego w żadnej roli, zdał się na aktorów młodego pokolenia dając im wolną rękę. Rzecz jasna wszystko było pod kontrolą, ale dzięki temu film ma jeszcze lepszy efekt. Młodzieńczy wigor, namiętność i pasja w podejściu do tematu stworzyły wyjątkowy thriller erotyczny, innego pokroju, niż wspomniany już „Nagi instynkt 2”, ale równie wybuchowy i zaskakujący.

Przewrotne to w pomyśle reżysera, aby na drodze młodego chłopaka, świeżo upieczonego męża postawić ponętną i kuszącą piękność w osobie Scarlett Johansson. Bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że Sharon Stone będzie miała godną siebie następczynię w osobie Scarlett.

Ta młoda dziewczyna wciąż jeszcze nie wybuchła pełnią swej urody, swoich wdzięków. To róża, która wciąż jeszcze rozkwita. Kształtuje się jej... figura, jej uroda, jej zmysłowość, z każdą kolejną rolą przyglądanie się jej i obserwowanie budzi jeszcze większe pożądanie. Pisząc o filmie „Wyspa”, wspomniałem jakiś czas temu:

„Nigdy wcześniej jej uroda nie miała takiego blasku, tak nie olśniewała, jej usta, stworzone do całowania, właśnie w tym filmie przez długi czas zupełnie nie mają świadomości pewnych doznań, tak duchowych, jak też cielesnych”.

Teraz właśnie te usta, fryzura, dopasowane stroje, białe koszule, wszystko to jedynie podkreśla wyjątkowość jej urody, kuszące, frywolne piękno. I to na granej przez nią osobie Noli opiera się cała, misternie skonstruowana, allenowska intryga. To ona jest punktem odniesienia wszystkich wątków i co ciekawe, bardzo dobrze się z tym czuje, a przecież ma dopiero 21 lat. Co będzie za lat kilka, nawet nie śmiem marzyć?

Wspomniany już młody chłopak, Chris (Jonathan Rhys-Meyers), dostaje od losu nie lada prezent. Bardzo szybko z nauczyciela gry w tenisa awansuje na pracownika jednej z kilku firm teścia, milionera, żeni się i zaczyna sielankowe życie. Jednak ono jest bardzo często przewrotne, wcześniej poznana Nola, narzeczona szwagra, wprowadza swoją osobą niebywałe zamieszanie w uporządkowany harmonogram dnia Chrisa. On sam coraz mocniej się zapada w tą otchłań, pomiędzy żoną, do której nic nie czuje, a kochanką, która jest spełnieniem jego pragnień.

Tak, przyznać trzeba, że jest to coraz lepszy Allen, taki, jakiego jeszcze nie dane było nam poznać. Tu już nie ma rozmów o seksie i erotyce, tu jest pójście na całość, tu, gdy trzeba, pada deszcz, gdy trzeba, świeci słońce. Wszystko w tym filmie jest dobre, odpowiednio wyważone, wszystko to sprawia, iż efekt jest godny Mistrza.

Jeśli więc ktoś wcześniej nie lubił jego filmów lub ich nie rozumiał, tu znajdzie wszystko to, co go mile zaskoczy, bez świadomości, że właśnie minęły dwie godziny w kinowej sali.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)