Will Smith o swoim striptizie, świrowaniu i diecie
Will Smith - notoryczny zbawca ludzkości wyjaśnia HI! Magazine, dlaczego do ratowania nas przed robotami musiał ześwirowaç, rozebrać się do naga, zrzucić parę kilo i walczyć z własnym cieniem. Skutek – jak zwykle: wielki hit.
Hi!: Twoja rozbieranka w „Ja, robot” spotkała się w Stanach z gigantycznym odzewem. Czy ten striptiz miał sens?
Smith: Oczywiście, jak najbardziej! Mój bohater cierpi na stan psychiczny, który nazywa się poczuciem winy ocalałego. Chwytasz?
Hi!: Niezupełnie.
Smith: Wysłałem scenariusz do grupy psychologów z prośbą, by opisali zachowanie mojego bohatera. Powiedzieli, że między innymi chodzi tu o paranoję. No więc drzwi do łazienki są otwarte, w prysznicu nie ma zasłony, zamiast niej wisi pistolet. A oni wytłumaczyli mi, że facet nigdy nie będzie w stanie umyć sobie głowy, ponieważ nie potrafi zamknąć oczu pod prysznicem. Mało tego – on nawet boi się zamknąć drzwi kabiny. Takie numery. Żeby się w tym wszystkim do końca połapać, trzeba chyba mieć magisterium z psychologii. Ale nawet gdy się nie ma, goły facet to i tak niezła jazda [Śmiech].
Hi!: Myślisz, że w Europie scena ta zostanie lepiej przyjęta? Sądzisz, że tam inaczej podchodzą do nagości?
Smith: Ameryka jest jedynym miejscem, gdzie zrobiło się z tego wielkie halo. W tej scenie, rzeczywiście, dochodzi do pełnej golizny od przodu, więc [z powodu zakazu prawnego – przyp. „Hi!”] dla amerykańskich widzów trzeba było ją na komputerze usunąć... To najdroższe komputerowe ujęcie w filmie [Śmiech]. I wiesz, co ci powiem? Widziałem „Złego porucznika” z Harveyem Keitelem. Ja nigdy nie będę tak dobrym aktorem. Patrzyłem, jak Keitel stoi sobie całkiem goły. Ma minę, która mówi: „tak, patrzcie sobie. Tak, patrzcie. I jak?” Nie, ja nigdy nie będę równie dobrym aktorem.
Hi!: Pracowałeś nad kondycją?
Smith: Jasne! W porze obiadowej albo po zdjęciach – trzy, cztery, pięć razy w tygodniu. Prowadziłem ze sobą pewnego rodzaju grę. Kiedy wszyscy po skończonej pracy byli zmęczeni i szli do domu, ja musiałem mieć pewność, że jestem jedyną osobą, która idzie do siłowni. Mnie potrzeba takiego nastawienia. Ponieważ jestem niezależny finansowo, łatwo mi się rozleniwić. A jak człowiek zaczyna opuszczać się fizycznie, zaczyna też opuszczać się mentalnie i nieuchronnie zaczyna opuszczać się twórczo. Zaczynam więc od ciała, a potem zabieram się za umysł. W ten sposób utrzymuję swoją kreatywność.
Hi!: Podobno zaglądasz ludziom w talerze, by stwierdzić, że tego czy tamtego nie powinno się jeść. To prawda?
Smith: Tak. Kiedy trenuję na maksa, kiedy wiem, że będę musiał ściągnąć koszulę, zasadniczo z trudem przychodzi mi oglądanie ludzi jedzących rzeczy, których nie powinno się jadać.
Hi!: Czy wszystkie roboty w filmie to komputerowe animacje 3D?
Smith: Tak, tak.
Hi!: Trudno się z nimi pracowało?
Smith: Zastępowały ich piłki tenisowe i inne rzeczy umieszczane tam, gdzie miały stać maszyny. Kartki z wydrukowanymi twarzami robotów były poprzyczepiane tak, byśmy wiedzieli, w którą stronę mamy patrzeć. Musieliśmy spoglądać we właściwe miejsce, tam, gdzie w końcu znajdą się oczy robota. Bez tego nie byłoby cienia szans na nakręcenie chociażby sceny przesłuchania.
Hi!: Dlaczego?
Smith: Ta scena polega w dużym stopniu na wzajemnym oddziaływaniu postaci. Odegraliśmy ją tak, jak to było z Gollumem we „Władcy pierścieni”. Na planie znajdował się zwykły człowiek ubrany na zielono, którego potem podmienili [na robota]. W scenach walki pracowaliśmy najpierw z kaskaderami. Potem się nauczyłem wszystkich ruchów i zapamiętałem, gdzie powinny być poszczególne postacie. Kiedy opanowałem cały materiał, wszystko robiłem już sam. Byłby to znakomity temat dla brukowca: „Willowi Smithowi totalnie odbiło!”. Jestem sam i udaję, że walczę. Wygląda to mocno dziwacznie.
Wywiad publikujemy dzięki uprzejmości Hi! Magazine