"Wołyń" Smarzowskiego był jak kij wsadzony w mrowisko. Ukraińcy nie chcieli go oglądać
11 lipca 1943 miała miejsce tzw. krwawa niedziela - punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, kiedy Ukraińcy zaatakowali blisko sto wiosek polskich na Wołyniu, masakrując kobiety, dzieci i mężczyzn. W sumie w zbrodni wołyńskiej zginęło około 100 tysięcy Polaków. Opowiada o tym film "Wołyń" Wojtka Smarzowskiego z 2016 roku.
W październiku 2016 roku na ekrany kin trafił jeden z najbardziej poruszających i kontrowersyjnych polskich filmów - "Wołyń" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Obraz ten, osadzony w realiach lat 1943–1944, opowiada o rzezi wołyńskiej – ludobójstwie dokonanym na ludności polskiej przez ukraińskich nacjonalistów na Kresach Wschodnich. Dzień pamięci o Polakach, którzy zostali wówczas zamordowani, obchodzimy 11 lipca.
Zdjęcia do filmu realizowano w Polsce i na Ukrainie. By osiągnąć jak największą autentyczność, aktorzy posługiwali się językiem ukraińskim i polskim, a do roli statystów zaproszono osoby z kresowym pochodzeniem. Scenariusz, oparty m.in. na książce "Nienawiść" autorstwa Stanisława Srokowskiego, uzupełniono konsultacjami z historykami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Orły 2017: Wojciech Smarzowski o siedmiu nagrodach dla filmu ''Wołyń''
"Wołyń" antyukraiński?
Smarzowski, znany z bezkompromisowego stylu i odwagi w poruszaniu trudnych tematów, podjął się opowiedzenia historii, która przez dziesięciolecia była tematem tabu lub politycznie niewygodnym. Jak mówił w wywiadach, nie zrobił tego filmu "przeciwko komuś", ale dla prawdy i pamięci. – To nie jest film przeciwko Ukraińcom, to film o nacjonalizmie, o tym, do czego może prowadzić nienawiść. I o niewinnych ofiarach tej nienawiści – podkreślał.
Ale już podczas konferencji prasowej zapowiadającej film musiał mierzyć się z pytaniami dziennikarzy o to, czy film nie będzie odczytywany jako antyukraiński i czy na pewno jest to dobry moment na branie się za taki temat. Przypomnijmy, że wojna rosyjsko-ukraińska zaczęła się w 2014 r., czyli 2 lata przed premierą filmu, kiedy to Rosja zaanektowała Krym i wspierała separatystów w Donbasie, rozpoczynając konflikt zbrojny w tym regionie. A Smarzowski prace nad "Wołyniem" rozpoczął w 2012 r., jeszcze przed Euromajdanem.
Krytycy nie byli zgodni
Choć reżyser mówił, że jego film ma "budować mosty", a nie dzielić, "Wołyń" wzbudził ogromne emocje i podzielił widzów. Gdy wchodził na ekrany, wielu krytyków chwaliło go za bezkompromisowość. "Trudno otrząsnąć się po kopniaku w twarz, jaki serwuje widzom Wojciech Smarzowski [...]. ‘Wołyń’ to wstrząsający i najbardziej bezkompromisowy polski film, jaki kiedykolwiek trafił na ekrany", pisał Grzegorz Kłos w recenzji dla WP. "’Wołyń’ jest przestrogą – oto, co może stać się ze światem, kiedy odda się go we władanie zideologizowanej nienawiści", napisał Marcin Stachowicz dla serwisu Filmweb.
Ale już Jarosław Kulisz i Karolina Wigura ostro skrytykowali "Wołyń" na łamach "Kultury Liberalnej": "Pozbawiony współczesnego kontekstu, ‘Wołyń’ jest filmem w obecnej sytuacji historycznej i politycznej głęboko niepotrzebnym. Reżyser może powiedzieć, że nic go to nie obchodzi. Jednak pozostał nam na ekranach ‘banał’, nuda okrucieństwa i omijanie tego, co wymagałoby od reżysera więcej niż ukazania drastycznych scen". Jednak ta opinia wśród polskich krytyków należy do nielicznych. Film został przeważnie ciepło przyjęty zarówno przez media lewicowe, jak i te prawicowe.
Afera z Jackiem Kurskim
Jeszcze zanim trafił na ekrany kin, film Smarzowskiego był pokazywany na festiwalu w Gdyni, gdzie został nagrodzony w wielu kategoriach, w tym za najlepszy film i najlepszą reżyserię. Podczas gali nie obyło się bez afery, bo film spodobał się także Jackowi Kurskiemu, ówczesnemu prezesowi TVP. Gdy prowadzący uroczystość powiedzieli, że Kurski ma zamiar wręczyć pozaregulaminową nagrodę reżyserowi, na sali rozległo się buczenie. Co ciekawe, Smarzowski początkowo odmówił przyjęcia tej nagrody, a transmisja z gali, którą TVP udostępniło online, została ocenzurowana – wycięto z niej reakcję publiczności.
Prezes TVP przyznał reżyserowi 100 tys. zł., a nagrodę chciał wręczyć na schodach teatru, w którym odbywała się gala rozdania nagród gdyńskiego festiwalu.
- Była taka sytuacja, że pan Kurski chciał przekazać mi nagrodę. Zaskoczyło mnie, że nie chciał zrobić tego na scenie, tylko po ceremonii, co wydaje mi się kłopotliwe i dziwne. Nie chciałem uczestniczyć w żadnej innej imprezie - skomentował Smarzowski. Ostatecznie twórcy filmu przyjęli nagrodę w Warszawie, w siedzibie TVP.
Ukraińcy nie chcieli oglądać "Wołynia". Interweniowało MSZ
Tuż po polskiej premierze w październiku 2016 r. film miał zostać pokazany w Kijowie. Swoją obecność na pokazie zapowiedział reżyser Wojciech Smarzowski oraz ukraińscy goście. Po filmie miał odbyć się panel dyskusyjny. Jednak na wniosek Instytutu Polskiego w Kijowie seans został odwołany. W rozmowie z PAP Dyrektor Instytutu Ewa Figel wyjaśniła, że wpływ na decyzję miało tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych. "Wołyń" w ogóle nie trafił do dystrybucji w Ukrainie.
"A Katyń to też na Ukrainie?"
"Wołyń" w rozmowie z Wirtualną Polską krytykowała też w 2018 r. ukraińska pisarka Oksana Zabużko. Choć zaznaczyła na początku, że nie widziała filmu, a jedynie czytała scenariusz, stwierdziła, że dzieło Smarzowskiego jest propagandowe: - Ten film tworzy obraz Ukraińca – rzeźnika. I teraz taki Ukrainiec- rzeźnik istnieje w kulturze polskiej na poziomie masowym. On już działa w mózgach milionów ludzi. Może ludzie sobie tego nie uświadamiają, ale teraz Ukraina kojarzy im się z tym rzeźnikiem. Ja znam już tę technologię, bo Ukraina była jej celem ze strony Rosji w ciągu całego dziesięciolecia przed wojną [...]. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam pytanie: "A Katyń to też na Ukrainie?", to coś we mnie drgnęło! To działa! Oczywiście, moi znajomi polscy intelektualiści mówią, że wyznaję teorie spiskowe. Ale teraz chyba świat się wreszcie budzi i widzi, że rosyjska propaganda działa i że wojna hybrydowa ma szerszy, europejski zasięg.
Trudno jednak uwierzyć w to, że propaganda była celem Smarzowskiego i znając jego twórczość, trudno też oskarżać go o wyrachowanie. Zwłaszcza, że w "Wołyniu" nie unikał pokazywania również Polaków mordujących Żydów. Prawdopodobnie swoim filmem rozdrapał ranę w nieodpowiednim momencie – ale dla takich filmów, które rozgrzebują narodowe traumy i wyciągają trupy z szafy, nigdy nie ma "odpowiedniego" momentu. Przekonali się o tym chociażby twórcy "Pokłosia".
- Jeśli chodzi o film "Wołyń", wierzę w widza. Że jednak wielu ludzi wyciąga wnioski. Że widz obejrzy ten film i odbierze jego przekaz, który jest wymierzony przeciwko skrajnemu nacjonalizmowi. I nie odbierze tego tak, że "Ukraińcy są źli". Ten film nie jest przeciwko Ukraińcom - mówił Smarzowski w rozmowie z PAP-em. I ja mu wierzę.
Karolina Stankiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
Miażdżony "Jurrasic World", obskurna Warszawa w hicie Prime Video i nowe perełki w streamingu. O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Mountainboard czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: