Wrzuć na luz
„Cichy chaos”, czyli o wyższości parkowej ławki nad medialną korporacją.
Tak mógłby zaczynać się wczesny film Krzysztofa Kieślowskiego. Podczas gdy Pietro Paladini (Nanni Moretti)
, wzięty telewizyjny producent, ratuje tonącą kobietę, jego żona ginie w letniej posiadłości w nieszczęśliwym wypadku. Po tej tragedii Pietro zostaje sam z kilkuletnią córką i zupełnie mu obcymi obowiązkami.
Śmierć w rodzinie i żałoba to wątki dobrze znane fanom Morettiego, włoskiego aktora, reżysera i scenarzysty, którego znacie choćby z nagrodzonego Złotą Palmą „Pokoju syna”. Ale Moretti wcale się nie powtarza. Zamiast wnikliwej analizy żałoby serwuje nam tym razem ciepłą, lekką i nieco bajkową tragikomedię, w której urzeczywistnia się marzenie wielu z nas o wyrwaniu się z wyścigu szczurów.
Po wypadku Paladini, zamiast wrócić do pracy, spędza dni, przesiadując na ławce pod szkołą córki. Nie chce spuszczać dziecka z oka, no i nie w smak mu powrót do firmy pełnej napięć z powodu fuzji z międzynarodową korporacją.
Prosty i zabawny, a przy tym niebanalny scenariusz, porządne aktorstwo, także na drugim planie (oko przykuwa w szczególności Alessandro Gassman w roli brata Pietra), a w tle kawałki Rufusa Wainwrighta i Radiohead. Na Berlinale, gdzie walczył o Złotego Niedźwiedzia, „Cichy chaos” wprawdzie co nieco odstawał, ale do letniego repertuaru kinowego pasuje jak ulał.